Moje zdjęcie
Ma rude włosy, zielone oczy i piegi. Jego matka zmarła gdy miał 35 lat. Ojca nie poznał nigdy. Urodził się późno w nocy w szpitalu z czerwonej cegły. Gdy widzi przestraszoną twarz Franza Kafki ogarnia go smutek. Chciałby wieść spokojne i harmonijne życie a ludziom, których spotka dawać tylko radość, szczęście i dobro. Zawsze, gdy to tylko możliwe, siada nocą na brzegu jeziora i patrzy w okna domu gdzie po raz pierwszy pocałował ukochaną.Ceni szczerość i odwagę. Ma już więcej lat niż Chrystus więc świata nie zbawi...

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Drogi donikąd

Idzie lato pełną parą a mnie nosi co by się obciąć - tak na jeża jak za dawnych dobrych czasów, gdy wracałem chudy rekrut po sesji do domu, bez brzucha, bez włosów, bez pieniędzy w brudnym ubraniu i plecakiem pełnym brudnych ciuchów a tułałem się przez pół Polski z miasta Łodzi aż do Zendzburga tylko stopem drogami jak najbardziej drugorzędnymi furami typu Star, Jelcz, Robur by poczuć zapach drogi i otrzeć się o ludzi którzy robią w transporcie dusz ludzkich, pogadać, powspominać, ponarzekać, pożegnać się i każdy w swoją stronę - ja dalej i on dalej poznając kolejnych szoferów, kolejne historie i kolejne deszcze, mgły, palące słońce w drodze na Ostrołękę, przekraczając Wisłę na zburzonym moście pod Wyszogrodem.
Wstawałem jak najwcześniej rano, jechałem MPK na ostatni przystanek Strykowskiej, szedłem kilka kroków dalej i stawałem; byle zjechać z trasy na Warszawę to dalej pójdzie łatwiej i tak rzeczywiście bywało - najgorzej było w miastach - trzeba było przedrałować bez jednej podwózki ale z drugiej strony można było posiedzieć na ryneczku, jeśli był po drodze i zjeść zestaw obowiązkowy: parówka + bułka + kefir i faja ale ta dopiero po drugim roku i dalej w drogę, na rogatki na obrzeża, do drzew, do przestrzeni, do tych pól ogrodzonych drutem rozmaitem,obsypanych gnojem, prześwietlonych świtem - być poza czasem, umykać racjonalnej rzeczywistości, oszukiwać tych nieświadomych ludzi, wciskać im niestworzone historie o pożarach, nocnych ucieczkach przed pijanymi sąsiadami, przepełnionych domach dziecka, ortodoksyjnej rodzince itp. Czasem było pięknie i wpaniale - cały i mokry wylądowałem którejś nocy w walącym się domu byłego recydywisty, który dał mi ciepłe ubranie, koc,  mocną herbatę i pytał o długość Wisły.

2 komentarze:

sat pisze...

Świetne wspomnienia, mam podobne, tyle że kilka lat wcześniej łapałem stopa i gnałem na południe, gdzieś pod Zgorzelec, Zawidów, skąd widziałem jednoczesnie ówczesną Czechosłowację i NRD-owo. Wspaniałe czasy.....dziś nikt już tak nie potrafi podróżować. Pozdrawiam.

szeptak pisze...

brak czasu, wyobraźni i odrobiny szaleństwa
bardzo klimatyczne fotki "Poniedziałkowe" na stronce