Moje zdjęcie
Ma rude włosy, zielone oczy i piegi. Jego matka zmarła gdy miał 35 lat. Ojca nie poznał nigdy. Urodził się późno w nocy w szpitalu z czerwonej cegły. Gdy widzi przestraszoną twarz Franza Kafki ogarnia go smutek. Chciałby wieść spokojne i harmonijne życie a ludziom, których spotka dawać tylko radość, szczęście i dobro. Zawsze, gdy to tylko możliwe, siada nocą na brzegu jeziora i patrzy w okna domu gdzie po raz pierwszy pocałował ukochaną.Ceni szczerość i odwagę. Ma już więcej lat niż Chrystus więc świata nie zbawi...

sobota, 10 stycznia 2009

LISTY NIEWYSŁANE

"Droga Mamo
Tak, wiem, że długo nie pisałem, nie dzwoniłem, nie odwiedzałem.
Tak, wiem, że tęsknisz i czekasz na choćby jedno słowo - nie mam nic na swoją obronę.
Tak, wiem, że Ty też masz dużo pracy, że jest Ci ciężko, i że nikt Ci nie pomaga ale uwierz mi naprawdę się staram i zasypiając solennie obiecuję sobie, że jutro już na pewno napiszę, zadzwonię, wsiądę w samochód i przyjadę.
Śniłaś mi się dzisiaj - szliśmy razem tą wiejską drogą koło poczty, trzymałem Cię za rękę - wracaliśmy do domu. Była jesień i pełno kolorowych liści spadało na Twoją głowę.
I przypomniałem sobie jak jechaliśmy razem do Gniezna zatłoczonym pociągiem, jak ganiałem po przedziałach szukając wolnego miejsca - jeśli Ci to pomoże to powiem Ci, że miło wspominam te godziny spędzone razem w pociągach - rosół w Olsztynie, flaki w Poznaniu i wreszcie zeschnięte kanapki na dworcu w Jarocinie gdzie czekaliśmy na autobus, który zawoził nas prawie pod Twój dom. Potem spacer przez sad, szczekanie Bartka, skrzypiąca furtka i rumianki uginające się pod naszymi stopami. A następnego dnia - pianie koguta, zapach świeżo zerwanych pomidorów, mleko prosto od krowy, winogrona zrywane wprost ze ściany stodoły.
Nie, nic mi nie jest, wiem, że to nie w moim stylu ale minęło już tyle czasu, że ogarnęła mnie nostalgia i trochę się rozmarzyłem.
Strasznie jestem ciekaw jak Ci tam teraz na tych łąkach, polach i lasach...
Nie mam do Ciebie pretensji wiem, że nie miałaś wyjścia i musiałaś wyjechać - był kryzys, nie było pracy. Teraz też jest kryzys, też nie ma pracy. Kryzys jest permanentny, zwłaszcza w naszej rodzinie.
U mnie wszystko w porządku tylko kręgosłup czasem dokucza - staram się ćwiczyć ale brakuje czasu - chodziłem na masaże ale nie pomogły. Doktor mówi, żeby dużo pływać na plecach to wtedy pomoże i żeby nie dźwigać. Nie dźwigam więc.
Tak sobie czasem myślę, że zabrakło mi odwagi by szczerze porozmawiać i jak wstąpię do Ciebie na dłużej to przy jakimś "nektarku" pogadamy sobie o starych sprawach.
W ostatnie wakacje wreszcie udało mi się wydrzeć kilka dni i pojechać w góry i uwierz mi lub nie ale była to podróż "mistyczna", tak wiem nie lubisz jak używam tego słowa - tak wiem w życiu nie ma miejsca na mistycyzm ale umówmy się, że to był mój mały, prywatny mistycyzm.
Początek podróży nie zapowiadał niczego nadzwyczajnego - bilet "tam i z powrotem" kupiłem dzień wcześniej, "czerwoniak" na dworzec przyjechał punktualnie, znalazłem pusty przedział i jak tylko ruszył pociąg nalałem sobie kawy i zapaliłem papierosa.
Tak, wiem, że tego nigdy mi nie wybaczysz.
Tak wiem, że to "zgubny nałóg" ale przecież nigdy nie widziałaś mnie z papierosem więc udajmy, że ten temat nie istnieje. I nie denerwuj się już - przecież wiesz, że lekarz Ci zabronił. Tak wiem, że lekarze nic nie wiedzą ale ten był sympatyczny i wcale tak dużo nie krzyczał. I w końcu dał Ci to skierowanie do sanatorium - i po raz kolejny przysięgam, że nie dawałem mu żadnego koniaku.
Do Krakowa dojechałem bez przygód - "problemy" zaczęły się w autobusie do Zakopanego - ktoś zostawił gazetę (niestety "Wyborczą" - nie, nie uschła mi ręka) i machinalnie zacząłem czytać. I teraz uważaj - jadę do Zakopanego i czytam artykuł dowodzący, że Witkacy (opowiadałem Ci o nim jak chodziłem na korepetycje, tak, to ten narkoman co w okularach szwędał się po górach i malował gąsienice, ten sam) nie popełnił samobójstwa tylko zmarł w Łodzi pod koniec lat sześćdziesiątych.
Tyle rzeczy chciałbym Ci powiedzieć... ale w to nie uwierzysz, nauczyłem się gotować! Nie smażę już jajecznicy na suchej patelni, potrafię upiec całkiem zjadliwy sernik, nie przypalam kotletów, przyrządzam rewelacyjnie chiński rosół, jednym słowem jakoś sobie radzę sobie w tym życiu.
Tak wiem początki nie były łatwe - permanentne zapalenia płuc ale chłopak ze wsi zawsze da sobie radę i te kresowe geny po dziadku.
Tak, wiem, że nigdy nie pisałem do Ciebie takich listów
Tak wiem że rzadko pisałem, można powiedzieć, że wcale nie pisałem
Tak wiem, że ten list niczego nie zmieni ale mimo to mam takie niejasne poczucie, że dobrze robię pisząc do Ciebie i nawet jeśli nie przeczytasz nigdy tego listu to jestem pewien, bo cóż mi pozostało oprócz ślepej wiary i bezpłodnej nadziei, że dzięki tym słowom będzie nam raźniej - mnie tu a Tobie tam - i nie bądź taka smutna w końcu kiedyś wreszcie się zjawię...
Tęsknię za tobą przeokropnie - szczególnie wieczorami przy pełni księżyca...
Buziaki.

P.S.
Za miesiąc czwarta rocznica...
Spokojnego snu Tobie i wszystkim obecnym."