Moje zdjęcie
Ma rude włosy, zielone oczy i piegi. Jego matka zmarła gdy miał 35 lat. Ojca nie poznał nigdy. Urodził się późno w nocy w szpitalu z czerwonej cegły. Gdy widzi przestraszoną twarz Franza Kafki ogarnia go smutek. Chciałby wieść spokojne i harmonijne życie a ludziom, których spotka dawać tylko radość, szczęście i dobro. Zawsze, gdy to tylko możliwe, siada nocą na brzegu jeziora i patrzy w okna domu gdzie po raz pierwszy pocałował ukochaną.Ceni szczerość i odwagę. Ma już więcej lat niż Chrystus więc świata nie zbawi...

niedziela, 22 listopada 2009

PIEŚŃ NAD PIEŚNIAMI

Swego czasu popularnym było stwierdzenie "piosenki z tekstem"... tekst piosenki zaprezentowanej poniżej jest... i tu pojawia się problem ponieważ nie jestem w stanie zdefiniować źródłosłowia, narzecza, dialektu czy też gwary w jakiej śpiewana jest pieśń. Pieśń piękna, patetyczna, na pewno patriotyczna, przepojona duchem walki, pełna słów górnolotnych i śmiałych, pieśń ze wszech miar sławiąca wolność , pełna męskiego, twardego ciepła, które nieujarzmione i dzikie trwa niezłomnie na straży wszystkich tych pięknych cech, którymi może poszczycić się ludzkość ...


">

środa, 11 listopada 2009

NIEBO NAD TORAMI

Ten kawałek nieba już za kilka lat będzie zupełnie czysty - druty znikną bezpowrotnie pod ziemią otulone szarą warstwą betonu, po którym dumnie przechadzać się będą wszelkiej maści artyści jak i ludzie prości bowiem w miejscu tym, w niedalekiej przyszłości powstanie unikalna w skali kraju dzielnica poświęcona kulturze i sztuce. W mieście Łodzi, będącym uosobieniem szarej, beznadziejnej, przyziemnej "robotniczości", w mieście leżącym na przecięciu dwóch najważniejszych autostrad w tym kraju zakwitnie oaza swobodnej twórczości.

wtorek, 10 listopada 2009

LETTER TO PAD

Dzisiaj nie stało się absolutnie nic ważnego - dzień był mglisty, pochmurny, pozbawiony słońca i wiatru. Pod moim oknem nikt nikogo nie okradł, nikt nikogo nie stuknął, nikt nikogo nie pokochał.
Poszedłem na działkę, wygrabiłem wszystkie liście, skosiłem trawę, zagęściłem żywopłot gałązkami forsycji, naprawiłem płotek przy kompostowniku, wypiłem kawę, wziąłem głęboki wdech i zamknąłem oczy...
cisza a w niej kobiecy głos metalicznie nawołujący do nawrócenia
silniki samolotu
krople wody spadające na liście
liście spadające na piasek
piasek szeleszczący pod łapami psa
pies szturchający moje dłonie
moje dłonie dotykające zielonej podszewki traw...
ten dzień nie był bezwarunkową kapitulacją...

niedziela, 8 listopada 2009

Pociąg do podróży

Jakkolwiek by to zabrzmiało lubię wychodzić na tory (tory doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem obecnie, tory widziałem z okien domu, w którym już nie mieszkam, tory widzę codziennie, żyję w ich sąsiedztwie) - lubię tę niepewność i podekscytowanie towarzyszące podróży a już najbardziej ten ostateczny moment, w którym zbliżam się do celu, w pociągu nie ma już prawie ludzi, za oknem słońce zniża się nad horyzontem a ja kończę czytać książkę zabraną w podróż. Przez szybę rozpoznaję znajome kształty, zarys budynków, drzewa , bloki zmieniające kolory, dzieci z każdym rokiem wyższe, znajomy kontur błękitnej tafli jeziora, gryzący zapach dymu wydobywający się z kominów na czerwonych dachach. Pociąg wjeżdża na peron - tyle razy stałem tu z plecakiem czekając, aż ona przyjedzie, czekając na odjazd, na powrót, mając nadzieję, że już nigdy tu nie wrócę, że już zawsze będziemy razem, że już nigdy się nie spotkamy, że to tylko kilka dni, że być może uda mi się wrócić na święta, że będę pisał, obiecuję, że tak musi być i żadne z nas tego nie zmieni