Moje zdjęcie
Ma rude włosy, zielone oczy i piegi. Jego matka zmarła gdy miał 35 lat. Ojca nie poznał nigdy. Urodził się późno w nocy w szpitalu z czerwonej cegły. Gdy widzi przestraszoną twarz Franza Kafki ogarnia go smutek. Chciałby wieść spokojne i harmonijne życie a ludziom, których spotka dawać tylko radość, szczęście i dobro. Zawsze, gdy to tylko możliwe, siada nocą na brzegu jeziora i patrzy w okna domu gdzie po raz pierwszy pocałował ukochaną.Ceni szczerość i odwagę. Ma już więcej lat niż Chrystus więc świata nie zbawi...

wtorek, 21 października 2008

Na dobry początek kolejnego dnia

"Położyłem się wieczorem i obudziłem się rano. Tak powiedziałem. Ech, Gałązko Jabłoni, co ja widzę?"
i choć dawno już opadły mgły
dawno zniknęły dwukółki mleczarzy
umilkły siekiery
i minęła godzina słynna piąta pięć
ja wciąż żyję
i czekam z utęsknieniem na to co przyniesie nowy dzień

piątek, 17 października 2008

влюбленность сорвет нас врозь

Mimo wszystko jest coś krzepiącego w języku rosyjskim - obecnie nieustannie katuję się utworem Ubika - zbitka kosmopolityczna - rosyjski artysta, który przyjął pseudo z kultowej książki Dicka - autora opętanego manią prześladowczą i bojącego się jak diabli wszystkiego co sowieckie (Lema uważał za agenta KGB).
Oczywiście w ogólniaku i podstawówce nienawidziłem uczyć się "języka wroga" - choć pewnego razu zająłem bezapelacyjnie pierwsze miejsce wykonując przepiękną i natchnioną pieśń "Zawsze niech będzie słońce". Konkurs odbył się spontanicznie w piaskownicy podczas przerwy meczu z chłopakami z drugiego podwórka (drugie podwórko było przed blokiem numer dwa, trzecie przed trójką a potem była już górna Brzozowa ale to zupełnie inna historia...wojna o park... wyprawy na zwaleniec). Ponadto dużo, dużo później wpadł mi w ręce "Mistrz i Małgorzata" w ojczystym języku Rewolucji Październikowej - lektura niebywale metafizyczna - pomimo braku znajomości co drugiego słowa - ale brzmienie tego języka, jego melodia, siła, melancholia i tęsknota są czymś tak pierwotnie naturalnym - w przeciwieństwie do angielskiego, kluskowatego bełkotu - że rozkoszą było pławienie się w meandrach moskiewskich zaułków - szerokie niczym Dzikie Pola samogłoski, okrągłość słów i głęboka niczym jezioro Bajkał smuta za czymś bliżej nieokreślonym...
I jeszcze jedno - ostatnia scena "Pożegnania jesieni"! Jan Frycz vel Atanazy Bazakbal vel alter ego Witkacego - stojący po pas w wodzie, przekradając się przez granicę z Puszkinem na ustach pod lufami sowieckich sołdatów:

Я помню чудное мгновенье:
Передо мной явилась ты
Как мимолетное виденье,
Как гений чистой красоты.

В томленьях грусти безнадежной,
В тревогах шумной суеты,
Звучал мне долго голос нежный,
И снились милые черты.

Шли годы. Бурь порыв мятежный
Рассеял прежние мечты.
И я забыл твой голос нежный,
Твои небесные черты.

В глуши, во мраке заточенья
Тянулись тихо дни мои
Без божества, без вдохновенья,
Без слез, без жизни, без любви.

Душе настало пробужденье:
И вот опять явилась ты,
Как мимолетное виденье,
Как гений чистой красоты.

И сердце бьется в упоенье,
И для него воскресли вновь
И божество и вдохновенье,
И жизнь, и слезы, и любовь.

i po polsku:

"Gdy wspomnę cudne czasu mgnienie
Przede mną się zjawiłaś Ty.
Jak nieuchwytne przywidzenie
W czystym geniuszu piękna Twym.

W udręce żalu rozpaczliwej,
Wśród trosk gnębiących każdą myśl,
Brzmiał w duszy głos Twój barwy czułej
Śniłem o rysach miłych Twych

Szły lata, poryw burz powstańczy
Potargał dawnych marzeń szyk
Zatarła pamięć głos Twój czuły
Obraz niebiańskich rysów Twych

W głuszy , we mroku opuszczenia
Płynęły z wolna moje dni
Bez mego bóstwa, bez natchnienia
Odeszło życie, miłość, łzy.

Lecz przyszło duszy przebudzenie
Znów nagle się zjawiłaś Ty
Jak nieuchwytne przywidzenie
W czystym geniuszu piękna Twym

I serce bije upojeniem
Zmartwychwstał dawny jego rytm.
Znów moje bóstwo, znów natchnienie,
Wróciła miłość, życie, łzy."


i gdy wybrzmiały słowa - chwila ciszy i strzał rozdzierający serce...!
Metafizyka stugłowego cielęcia w wydaniu dalekowschodnim!!!!!!!
Słowa na wskroś prorocze...

czwartek, 16 października 2008

Blogostan

i tak sobie siedzę patrząc w okno...
a za oknem krople deszczu nieuchronnie zmywają ślady dawnej świetności lata...
dni pełne wiatru i szarości
noce pełne księżycowej pełni
noce pełne bezsenności i tęsknoty za rozsłonecznionym świtem z widokiem na góry
noce puste, groźne i posępne
"...przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu i że tylko wyznaczają sobie rendez-vous ci, którzy pisują do siebie na liniowym papierze, a pastę do zębów wyciskają od samego końca tubki."
nie mam nic przeciwko smutkowi
nie mam nic przeciwko samotności
nie mam nic na swoją obronę
nie mam nic
a za oknem przejeżdżają kolejne tramwaje
przecinając kolejne krople...
poznałem człowieka, który nie posiada pieniędzy ale posiada kilka kont w różnych bankach, założył je i czeka aż ktoś się pomyli i wyśle na jego konta ogromną sumę pieniędzy, wtedy szybko je wypłaci i ucieknie do RPA...
pewnej wiosennej nocy miałem dziwny sen:
idę samotnie brzegiem jeziora i spotykam murzynkę otuloną długim, jasnym płaszczem z wielbłądziej skóry, murzynka mija mnie obojętnie po czym zrzuca płaszcz i wskakuje do wody znikając w ciemnych odmętach, płaszcz zamienia się w rybaka, który wyjmuje taflę wody niczym dywan i wrzuca go na ciężarówkę, która jedzie do Wilna ciągnięta przez stado wron, zapada zmierzch, budzę się, siedzę patrząc w okno a za oknem krople deszczu nieuchronnie zmywają ślady dawnej świetności lata...