Moje zdjęcie
Ma rude włosy, zielone oczy i piegi. Jego matka zmarła gdy miał 35 lat. Ojca nie poznał nigdy. Urodził się późno w nocy w szpitalu z czerwonej cegły. Gdy widzi przestraszoną twarz Franza Kafki ogarnia go smutek. Chciałby wieść spokojne i harmonijne życie a ludziom, których spotka dawać tylko radość, szczęście i dobro. Zawsze, gdy to tylko możliwe, siada nocą na brzegu jeziora i patrzy w okna domu gdzie po raz pierwszy pocałował ukochaną.Ceni szczerość i odwagę. Ma już więcej lat niż Chrystus więc świata nie zbawi...

sobota, 23 listopada 2013

LADY PANK

Bardzo lubię niektóre ich piosenki
właściwie wszystkie z pierwszej płyty i
Fabrykę Małp
na nostalgię nie ma rady
starość zdaje się coraz bardziej natarczywie pukać do drzwi mojego organizmu i nie mogę się zdecydować stary ramol, którą piosenkę dokleić więc idę na kompromis i wkleję

to...


sobota, 26 października 2013

BEKSIŃSKI





to oczywiście tylko fragmenty jego obrazów
wystarczyło wyjść w środku nocy na ulicę Sanoka a pierwsza napotkana kobieta bez wahania i cienia lęku wzięła mnie pod rękę i niemal biegiem zaprowadziła nad grób malarza

piątek, 21 czerwca 2013

ZOSIA






Dlaczego mała Zosia nienawidzi ludzkości? i czy rzeczywiście jest mała, wszak może chodzić już do gimnazjum lub nawet do liceum? A może to jakiś gwałciciel lub inny zboczeniec podstępnie podszywa się pod zrozpaczoną uczennicę chcąc wywołać w nas, ludziach pobożnych, wrażliwych i kulturalnych uczucie współczucia lub bo ja wiem dyskomfortu psychicznego.
Czy to rozpacz sprawiła, że zadrżała ci mała rączka a niepewny umysł w chwili nadmiernego zamroczenia błędnie zapisał słowa?

poniedziałek, 27 maja 2013

PINK ROSES

Wszyscy kiedyś byliśmy studentami - oblewaliśmy egzaminy, oblewaliśmy sesje, potem oblewaliśmy oblane sesje by oblać zaliczony rok lub zaliczyć kolejne oblanie.Było różnie ale byliśmy młodzi, wspaniali, niewinni, dobrze zapowiadający się i pełni nadziei. A potem z dyplomem, jak z wyrokiem śmierci każdy odjechał w swoją stronę szukać szczęścia i spełnienia.

(powyższy wstęp nie ma absolutnie żadnego związku z istotnym tematem tego posta co się okaże za moment)












Onegdaj, w jedną z zeszłych sobót, miałem tę przyjemność, że popracowałem sobie przy Juwenaliach. Było piwo, kiełbaski, muzyka...i Pink Roses - nigdy o nich ani ich nie słyszałem,występowali jako pierwsi drugiego dnia na Lumumbowie. Gdy zaczynali grać pod sceną stało może z dziesięć osób, gdy kończyli było co najmniej pięćdziesiąt. Grają razem podobno od roku w tym składzie, tak powiedziała ze sceny frontmenka, wtedy jeszcze mówiła bo gdy kończyła koncert ledwie wydawała z siebie zachrypnięte monosylaby ale jej żywiołowa szczerość i bezwarunkowa radość z możliwości grania zauroczyła mnie na te kilkanaście minut więc stałem oparty o barierkę i mocno im kibicowałem z uśmiechem i papierosem na ustach. Potem odszedłem na chwil kilka bo musiałem trochę poudawać pracę a gdy wróciłem jasnowłosa wokalistka już mocno chrypiała ale nadal szczęśliwa, że ludzi przybywa, że klaszczą, że skaczą, że błędy wybaczą i nic to ,że prawie bez głosu ale uśmiechnięta i zdziwiona, że mimo totalnej chrypy ludzie nagradzają ją i zespół oklaskami. Między utworami prosiła o robienie zdjęć bo "wiecie dopiero zaczynamy i jakbyście mogli nam wysłać te zdjęcia na Facebooka to byłoby super".

Nie wiem czy im się uda, czy dojdą na szczyt, czy na ich koncerty ludzie będą walić drzwiami i oknami ale życzę im tego z całego serca a wy którzy czytacie te słowa wejdźcie łaskawie na ich profil na fejsa wrzućcie im lajka i dobre słowo bo naprawdę na to zasługują i podniesie ich to na duchu.



niedziela, 12 maja 2013

Choszczno tu




Można wejść aż do środka, mijając wzgórze i rondo i wejść do kościoła,w którym akurat odbywa się próba uroczystości komunijnej. Dzieci karnie podchodzą do mikrofonu i z nabożną czcią recytują nakazane przez księdza słowa modlitwy.
Można skręcić tuż przed rondem i wejść do baru MIŚ na piwo. Tam jest luźniej - tylko pan Mietek czeka na flaki. Miejsca jakby mniej, gorsze oświetlenie, atmosfera mniej podniosła, żadnych mikrofonów ale za to nie trzeba zdejmować czapki. "Papierosy palimy na zewnątrz" - znudzonym głosem informuje barmanka.
Można przewertować skąpo zaopatrzone ciuchlandy by w tym ostatnim przed dworcem kupić siedem podkoszulek prosto z Anglii, po okazyjnej cenie bez dziur i zapachu spoconych Anglików.





Można odnieść wrażenie do pralni chemicznej, oczyścić, wyprasować i z czystym sumieniem wrócić na ulicę - nikt nie pozna, nikt nie zwróci uwagi.
Można u szewca kupić tanio trampki - białe, na gumowej podeszwie z czarnymi sznurowadłami w jedynym rozmiarze 44.
Można w barze mlecznym tanio skonsumować pierogi w towarzystwie dwóch strażniczek miejskich.





Kiedy słońce zacznie nawijać pożółkłe promienie na czarny kłębek nocy trzeba wstać i zejść mostem na drugą stronę rzeki. Na zakręcie wybrać drogę w prawo i wyjść na prostą. To tylko kwestia czasu - ciemność wchłania szybko i bezszelestnie.



niedziela, 20 stycznia 2013

Nie moje miasto

Miasto widziane tylko nocą i tylko nocą otwarte - kościoły sklepy, restauracje. Ludzie mili, cisi, nieobecni jakby ich nie było jakby stąpali po chodnikach pełnych śniegu, śniegu koloru złota, z nabożną czcią z bojaźnią, pełni pokory i onieśmielenia. Jakby ziemia na której żyją była dla nich największą świętością.
Na przykład Ania. Ania handluje odzieżą z ziemi włoskiej do polskiej przywiezioną. Na wieszakach luźno powiewają marynarki uszyte z jasnych tkanin, bluzy od dresów, szale, krawaty, czapki i spodnie. I wszystko o pięćdziesiąt procent tańsze. Wszystko czyste, wyprasowane, pachnące - jak Ania. Ania ma skórę białą jak cerata w barze mlecznym, dłonie pulchne jak pampuchy gotowane na parze, twarz pełną i otwartą jak placek po zbójnicku, a nogi długie, chude z marginesem bezpieczeństwa miedzy kolanami. I tymi nogami właśnie nabożnie dotyka bruku codziennie rano i codziennie wieczorem idąc przez rynek by otworzyć swój sklep i zamknąć gdy równie nabożnie nadejdzie świt. Ania nie ma męża, który przywoziłby ją i odwoził, poza tym mężczyźni w mieście są mniej nabożni. Chodzą tam i z powrotem bez czapek, bez celu, z rękami w kieszeniach, z głową w chmurach, ze słońcem w oczach. Tak ze słońcem. Oni nie chowają się o świcie, o nie, oni siadają bezczelnie z butelką piwa i oglądają wschód słońca ze wzgórza za miastem. Potem gdy słońce już wzejdzie patrzą smutnym wzrokiem na puste ulice i puste butelki rzucają za siebie by nie widzieć tego nadmiaru pustki dookoła. Włóczą się po zaułkach, łkają na tyłach świątyń a ich łzy zmieniają się w deszcz błękitnych piór, które spadając zmieniają się w mgłę i ta mgła jeszcze długo potem plącze warkocze dziewczynkom idącym do szkoły.
Wszystkie dziewczynki noszą warkocze. Wszystkie, bez wyjątku. Do dziesiątego roku życia dziewczynkom nie obcina się włosów. Żadnej. Ostatniej nocy wiosny na placu przed sądem odbywa się oficjalne mierzenie wszystkich warkoczy. Burmistrz przykłada żółtą wstążkę do czubka nosa i ponad głową, poprzez czoło przeciąga ją aż do końca warkocza. Zwyciężczyni otrzymuje złote nożyczki. Tymi nożyczkami podczas nocy poślubnej mąż będzie mógł wyciąć jej serce. Jeśli serce po wycięciu uderzy jeszcze trzydzieści trzy razy będą żyli długo i szczęśliwie. Jeśli mniej - tylko długo.
W mieście rzadko pada deszcz - ostatnio rok po wojnie - jakby chciał zmyć czerwone ślady po przelanej krwi. Za to rzek przepływa aż pięć. Ta piąta, największa nie ma oficjalnej nazwy - nieoficjalnie nazywa się ją rzeką samobójców. Najwięcej ofiar topi się po maturze. Stają na najwyższym przęśle mostu i skaczą. Nikomu nie udało się przeżyć. Najczęstszą przyczyną zgonu jest skręcenie karku.
Ania zamyka swój sklep. Przekręca klucz w olbrzymiej miedzianej kłódce i rozpływa się w ciemności. Ona, nie kłódka.

wtorek, 1 stycznia 2013

nazajutrz 2013



świat wyglądał bardzo podobnie do tego z przed roku
słońce wzeszło tak samo jasno
zelżał mróz
i tradycyjnie nie było śniegu
na chodnikach było mniej konfetti za to więcej osmalonych śladów po butelkach, z których noworocznie podchmieleni karnawałowicze puszczali najtańsze fajerwerki kupione w Biedronce
powietrze było czyste
psy sikały rześko zostawiając strach noworocznej nocy na zmarzniętej trawie
w tramwajach panowała niezręczna cisza i nikt za bardzo nie przejmował się trzynastką na końcu daty
głodne gołębie i wrony wróciły nad śmietniki
staruszki szły do kościołów prosić Boga o lepszy rok a staruszkowie szli do Żabki prosić o tańsze wino
dzieciaki ciągle chciały puszczać sztuczne ognie a skacowani rodzice żałowali niezałożonych prezerwatyw
rzadko przejeżdżały radiowozy i tylko nieliczni zwracali w bramach
ogólnie można by uznać dzień za udany gdyby nie...
ale może lepiej nie zapeszać i mieć nadzieję że właśnie ten Nowy 2013 będzie naprawdę lepszy od zeszłych i wreszcie nam wszystkim żyjącym między dwiema rzekami morzem i górami się poszczęści, przestaniemy narzekać i poczujemy się niewiarygodnie szczęśliwi - tak po prostu, bez żadnego martyrologicznego powodu