Moje zdjęcie
Ma rude włosy, zielone oczy i piegi. Jego matka zmarła gdy miał 35 lat. Ojca nie poznał nigdy. Urodził się późno w nocy w szpitalu z czerwonej cegły. Gdy widzi przestraszoną twarz Franza Kafki ogarnia go smutek. Chciałby wieść spokojne i harmonijne życie a ludziom, których spotka dawać tylko radość, szczęście i dobro. Zawsze, gdy to tylko możliwe, siada nocą na brzegu jeziora i patrzy w okna domu gdzie po raz pierwszy pocałował ukochaną.Ceni szczerość i odwagę. Ma już więcej lat niż Chrystus więc świata nie zbawi...

poniedziałek, 27 września 2010

niedziela pośród duchów

Stare Miasto - niedziela - poranek. Na ulicach rządzą staruszkowie, gołębie i kawki. Przy wtórze spadających kasztanów wszyscy ciągną do kościoła.
Pan Marian ma malucha w pomalowanym na brązowo garażu.Lubi pomagać ludziom i nie lubi siedzieć bezczynnie w domu. Dwie córki, które przekroczyły sześćdziesiątkę i żona opuściły już dom rodzinny. Córki wyjechały a żona umarła. Pan Marian stoi na podwórku swojej kamienicy, której wszystkie ściany podczas wojny były poprzebijane. Pan Marian patrzy na bruk gdzie pod lufą karabinu stał trzy godziny z podniesionymi rękami.
Mimo wszystko pan Marian nie jest nieszczęśliwy.
Na głowie czapka bejsbolówka z napisem VENEZIA, spod czapki wystają kosmyki szpakowatych, sztywnych włosów, twarz pogodna jak wiosenne niebo i jak wiosenne niebo poorana bruzdami w kształcie chmur.Czarny sweter w jodełkę ze skórzanymi wstawkami, dresowe spodnie i brązowe pantofle.
Oto Pan Marian i kilka historii o nim:

"Pod dom przyszli Niemcy i dali pięć minut na zabranie rzeczy. Potem kolbami wyrzucili wszystkich z kamienicy i zapędzili na stację Radegast. Kopniakami zapakowali do wagonów i ruszyliśmy. W tym wagonie zmarły dwie Żydówki. Ludzie usiedli na nich i tak jechali. Nie było nic do picia oprócz sopli zwisających spod sufitu."

"Pasaliśmy wtedy krowy na Wisłą, między rzeką a wałem i nagle zobaczyłem na niebie mały dwupłatowy samolot niemiecki. On tak latał coraz niżej nad nami a ze środka ktoś do nas machał. Raz przeleciał, drugi raz przeleciał, trzeci wtedy ja krzyknąłem do brata "zagnaj krowy w krzaki" i jakeśmy te krowy zagnali to ten samolot - to był taki mały kukuruźnik - wylądował na tym pasie trawy miedzy rzeką a wałem. Z samolotu wysiadło dwóch Niemców i kazali nam nazrywać gałęzi i zapchać samolot w chaszcze. Potem rozebrali się i położyli na trawie patrząc przez lornetki w niebo. A na tym niebie cała eskadra bombowców amerykańskich, my próbowaliśmy liczyć ale się nie dało, one leciały tak ze dwadzieścia minut a gdy zniknęły Niemcy kazali nam wypchnąć samolot z krzaków i odlecieli. Widocznie jacyś zwiadowcy byli i mieli ze sobą takiego małego czarnego psa."

"Ta ulica aż do Franciszkańskiej była przejezdna, dopiero tam był mur. Po wyzwoleniu pamiętam przyjechał ruski pułkownik z dwoma adiutantami. Za kierownicą siedział polski żołnierz, to był sierżant i chyba zabrakło im benzyny. Ja tam zawsze byłem ciekawski i podszedłem tam do nich. Oni bezradnie spoglądali wokół i ten sierżant machnął na mnie ręką i zapytał gdzie tu można zdobyć trochę benzyny. Na Pomorskiej - powiedziałem bo tam było dowództwo, taki budynek z flagą gdzie teraz jest dentysta i poszliśmy. Ten pułkownik spotkał tam jakichś swoich znajomków i zaczęli pić a mnie wysłali z kanistrem z powrotem. Gdy wróciłem jeden z tych Ruskich co zostali odbezpieczył pepeszę i postawił mnie pod ścianą każąc trzymać ręce w górze i coś zaczął do mnie krzyczeć. Nic nie rozumiałem ale chyba myślał, że ja tamtych pozabijałem. Ludzie przechodzili na druga stronę ulicy, nikt nie podszedł, wszyscy się bali.Trzymał mnie tak ze trzy godziny dokąd nie wrócił pijany w sztok pułkownik."

czym innym jest czytać Hannę Krall czym innym słuchać łamiącego się głosu mówiącego o zimnie, o jednej parze butów na czworo rodzeństwa, o dwutygodniowej podróży w bydlęcym wagonie do Krakowa

niedziela, 5 września 2010

Trudny tydzień

Poniedziałek - pokuta - płacz
Wtorek - wariactwo - wrzask
Środa - śmiertnięcie - ścisk
Czwartek - czyściec - czerń
Piątek - panika - pot
Sobota - smutek - sen
Niedziela - niebyt - noc

post z remanentu
tanio sprzedam
może być pół litra
ale kolorowej
albo narty wodne
karnet na mądrość
ciepły żal
przepis na spokój
metr sześcienny nadziei
worek brązowego cukru
wschód słońca na szczycie
długie spokojne życie
felgi dwustronnie chromowane talentem

tylko poważne oferty !!!