Obiad już zjedzony, naczynia legły w zlewozmywaku, Piotruś Pan pokonuje w mistrzowskim stylu Hooka a za oknem słychać dźwięki harmonii - szarym chodnikiem idzie smutny cygan. Z nadzieją w oczach patrzy w okna szarych bloków. Lecz jest niedziela i wszyscy siedzą przed telewizorami trawiąc rosoły, schaby, mielone, mizerię tego świata i kompot z suszu. Więc smutny cygan mocniej naciska klawisze bo musi przebić się przez plastikowe okna, obojętność ludzką i coraz grubszą tkankę tłuszczową.
Idzie szarym chodnikiem smutny cygan, gra na harmonii smutną melodię a drzewa cieniem w pas mu się kłaniają.
Stanął między blokami, zadarł głowę do góry a spod palców puścił litanię do nieba co w szybach odbite, do ptaków, do chmur, do Boga i ludzi schowanych za firankami. Z nadzieją w oczach czeka na mannę z przestworzy aż tu dwie starsze panie od piaskownicy gdzie wnuczęta nieporadnie igrają, podchodzą z portmonetkami w starych dłoniach i dźwięcząc monetami i uśmiechem wyciągają doń bilon. I uśmiechnął się wdzięcznie smutny cygan, harmonia grać na moment przestała a monety w kieszeni zniknęły. Pokłonił się nisko paniom jasnym i zagrał od ucha aż gołębie poderwały się do lotu.
A potem już nikt nie podszedł do smutnego cygana...
I odszedł smutny cygan ciemną drogą w dal. Bez słowa, bez pożegnania, bez otuchy i... zniknął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz