tag:blogger.com,1999:blog-16524582028289100842024-03-05T11:06:18.464-08:00plagiaty rzeczywistości"Teraz kiedy zostaliśmy sami możemy porozmawiać..."
Z.H.szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.comBlogger122125tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-2676780422650079412021-02-15T23:00:00.001-08:002021-02-15T23:00:52.641-08:00WILKOŁAK<p> </p><p> </p><p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://1.bp.blogspot.com/-z63K95PQ_Vk/YCttfH1ynOI/AAAAAAAAGgI/6ZQoU1QYP0Q9kQX_8QJN7-2BzWyWyI1NACLcBGAsYHQ/s2048/Piotr%2BBoris.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1369" height="320" src="https://1.bp.blogspot.com/-z63K95PQ_Vk/YCttfH1ynOI/AAAAAAAAGgI/6ZQoU1QYP0Q9kQX_8QJN7-2BzWyWyI1NACLcBGAsYHQ/s320/Piotr%2BBoris.JPG" /></a></div><br /><p></p><p> </p><p>“…wilkołak to osoba pozbawiona samoświadomości. Ktoś, kto nie potrafi i nie chce przepracować tego, co go w życiu spotkało, kto nie zastanawia się, skąd biorą się jego uczucia, ale się im poddaje, przez co staje się nieobliczalny i zaczyna zagrażać otoczeniu i samemu sobie. “<br /> Filip Springer<br /><br /></p>szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-58426913424190213062017-08-27T04:48:00.000-07:002017-08-27T04:51:36.628-07:00Miesięcznica nr 87Minęło siedem lat. Spod pałacu zniknęły znicze, zniknęli harcerze,zniknął krzyż, zniknęła jedność, zaduma i szacunek dla pamięci o zmarłych. Prezydentem jest dzisiaj młody doktor nauk prawnych z Krakowa, były harcerz i uczestnik Akademickich Mistrzostw Polski w narciarstwie alpejskim. Prezesem nadal jest Prezes.<br />
Barierki stały już przy Bristolu. Wzdłuż barierek co dziesięć metrów Policjant. Pod Pałac Prezydencki nikt nie mógł wejść. To znaczy kręcili się tam jacyś przytyci panowie i panie w garsonkach ale dlaczego akurat oni a reszta nie tego jeszcze nie wiedziałem. Zapytałem więc drobnej Policjantki z długim włosami spiętymi gumką, która stała najbliżej.<br />
- Jak można się dostać pod Pałac?<br />
- Ja nie wiem - odparła po chwili wahania - ja tu stoję dopiero od dziesięciu minut. Może pan zapyta tamtego Policjanta.<br />
Podniosła drobną dłoń wskazując na chudego wąsatego starszego aspiranta sztabowego który z trzema krótkofalówkami przy uchu dziarsko mknął do przodu w sobie tylko wiadomym kierunku.<br />
- Przepraszam pana - zapytałem próbując dotrzymać mu kroku - czy wie pan jak można dziś wejść na plac przed Pałacem.<br />
- Pan zapyta tego pana - i jedną z trzech krótkofalówek pokazał mi gładko wygoloną postać za barierką - to ktoś od organizatorów.<br />
Podszedłem do barierki i głośno zawołałem do wygolonej postaci.<br />
- Czy mogę pana prosić na chwilę ?!- postać podniosła wzrok znad kartek, które studiowała z przejęciem, popatrzyła na mnie i nadal studiując niechętnie podeszła do barierki.<br />
- Jak można wejść pod Pałac?<br />
- Proszę pana ! - skarcił mnie głośnym falsetem - dokładnie tak samo jak każdego dziesiątego, każdego miesiąca, razem z procesją wyruszającą po mszy świętej spod katedry.<br />
- Proszę pana nic się nie zmieniło - dodał z naciskiem mocno akcentując wyraz "nic" i odszedł w kierunku grubego ochroniarza z jedną krótkofalówką, za którym stała grubsza pani pudrująca sobie twarz.<br />
Wróciłem do mojej drobnej policjantki.<br />
- Wie pani o której zaczyna się ten marsz?<br />
- Nie wiem. Nas tu ciągle przenoszą z miejsca na miejsce, nic nie wiadomo.<br />
Podziękowałem i odszedłem.<br />
<br />
Tak zacząłem swój tekst na temat miesięcznicy lecz czy z braku weny, czy braku czasu przerwałem pisanie i gdy minął już ponad miesiąc od momentu gdy Władek Frasyniuk minął mnie w odległości dwudziestu pięciu centymetrów i próbowałem dalej ciągnąć swoją relację zdałem sobie sprawę że to nie ma sensu. Nie ma sensu pastwić się nad nie dogolonym emerytem który skończywszy piwo w jednym z ogródków na Krakowskim Przedmieściu podniósł sztandar z orłem w koronie, strzepnął z niego popiół i kilka kropel piwa co mu się ulało z kufla i ruszył pod kościół by po mszy adorować pochód. Nie ma sensu pisać o pięciu ochroniarzach którzy pod Zamkiem Królewskim jeden drugiemu poprawiał szelki i paski a potem z dumnymi minami paradowali tuż przed aktywem politycznym partii rządzącej. Nie ma sensu opisywać znudzonych "hutników" w żółtych kaskach ", górników" w białych czy może na odwrót, którzy zanim się ustawili w rządku odbyli męską rozmowę z panem co trzymał listę tych co mogą przejść bramkę na temat "wypłaty" cokolwiek by to miało znaczyć.<br />
Nie ma sensu o nich pisać - to jałowe i tylko burzy we mnie krew.<br />
<br />
Nie zbudujemy na siłę wspólnoty. Po raz kolejny marnujemy szanse i możliwości jakie daje nam los. Po raz kolejny topimy się w łyżkach nienawiści i plujemy na siebie przyznając rację tylko sobie. Bez względu na to kto i jak wygra w dłuższej perspektywie tylko zgoda może nas uratować i dać nadzieję na wspólną i spokojną przyszłość.szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-42153565050931479412017-02-04T03:59:00.003-08:002017-07-06T08:11:11.461-07:00Na krawędzi <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-gS1phsV5AUQ/WJXBzHp4lHI/AAAAAAAAFKg/NeHKIhUgdoQO6DLGv2VKIbUjfWUjbAqCwCKgB/s1600/20170204_105802.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://1.bp.blogspot.com/-gS1phsV5AUQ/WJXBzHp4lHI/AAAAAAAAFKg/NeHKIhUgdoQO6DLGv2VKIbUjfWUjbAqCwCKgB/s320/20170204_105802.jpg" width="192" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<img alttext="null" orientation="90" src="content://com.samsung.android.memo/file/25ce1d83-ac09-c596-0000-015a08f3c454" width="444" /></div>
Czasem wystarczy nieostrożnie przesunąć szafkę a wypadnie z niej kawałek nieba<br />
Czasem kilka słów spowoduje wiersz<br />
Czasem stanie czasszeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-17265089830855287932016-01-01T07:33:00.000-08:002016-01-01T07:33:43.489-08:00nazajutrz 2016<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-wvds10rvxtQ/VoaTGvuPLmI/AAAAAAAAE8E/7Wyc9064oqA/s1600/DSC00130.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://1.bp.blogspot.com/-wvds10rvxtQ/VoaTGvuPLmI/AAAAAAAAE8E/7Wyc9064oqA/s320/DSC00130.JPG" width="214" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
karuzela zmian kręci się coraz szybciej</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
za chwilę znów trzeba będzie oswoić nowe przestrzenie</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
przeprosić się z farbami, gipsem i pędzlem</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
poznać drogę tam i z powrotem</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
obiec wąskie ścieżki parków</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
sięgnąć wzrokiem aż po horyzont następnego muru</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
znaleźć sklep cynamonowy z jabłkiem w jogurcie</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
i mieć nadzieję że to jest właśnie tu</div>
szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-55104023940422955152015-12-25T14:15:00.003-08:002015-12-25T14:15:39.918-08:00Monsieur Louis PascalWszystko zaczęło się od kapelusza, a właściwie od cylindra na głowie monsieur'a Pascala.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-0AqAaXwoNek/Vnmp_JBWWYI/AAAAAAAAE6k/nOPXZ_F3xB8/s1600/DSC09927.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://3.bp.blogspot.com/-0AqAaXwoNek/Vnmp_JBWWYI/AAAAAAAAE6k/nOPXZ_F3xB8/s320/DSC09927.JPG" width="214" /></a></div>
<br />
Właściwie zaczęło się od światła na tym kapeluszu, od tej plamy, jasnej i niepokojącej, prowokującej niczym tarcza by ustrzelić ją w całej jaskrawości i cylindryczności wieńczącej smukłą sylwetkę mężczyzny i gdy już zaistniał na białej plamie kartki to wyglądał nie jak nakrycie głowy szacownego i godnego obywatela lecz jak zawadiacki żart na głowie Kapelusznika. Ale kapelusz dał podstawy by sądzić, że reszta nie będzie milczeniem lecz będzie miała swój ciąg dalszy i wtedy pojawiło się oko<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEho1VSaum2xVQ3Vx9JXLAifrSyy6IQXZlMcUQ0tooU7D9yZ1QFTytY-w4hOLufbpLg8ga1-8fdw3r7yPrgaTGIlztGNI9KqaEs4gaF_UVSn6bIoVx2iEzKZLJ06vqmsTLyL0vL5_FZKGfSM/s1600/DSC09928.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEho1VSaum2xVQ3Vx9JXLAifrSyy6IQXZlMcUQ0tooU7D9yZ1QFTytY-w4hOLufbpLg8ga1-8fdw3r7yPrgaTGIlztGNI9KqaEs4gaF_UVSn6bIoVx2iEzKZLJ06vqmsTLyL0vL5_FZKGfSM/s320/DSC09928.JPG" width="214" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
zbyt duże by zobaczyć drugą stronę kartonu, zbyt małe by dojrzeć mnie, to i tak nie jest istotne, otworzył zamknięte oko bo nie pozostawało nic innego jak zobaczyć świat i dalej ołówkiem 5B zaczerniać biały prostokąt A4 wciąż mając nadzieję, że za bardzo go nie rozmarzę i sam się za bardzo nie rozmarzę i dociągnę rysunek do końca to znaczy mniej więcej do wysokości łokcia</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjgCbPiEy4kALBgAzMzDOeuhzEAsiFl5-bUj4-Vly5AUBlu2CwqFekcDbgueJgNoa9C4Iat2FqBpZru_ETqIWlGqEnD4c-l2j7V86I5Dv8wsKEgx1ZqVYUOZLzDpkIVDL__BNFnJR6E0cZ-/s1600/DSC09929.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjgCbPiEy4kALBgAzMzDOeuhzEAsiFl5-bUj4-Vly5AUBlu2CwqFekcDbgueJgNoa9C4Iat2FqBpZru_ETqIWlGqEnD4c-l2j7V86I5Dv8wsKEgx1ZqVYUOZLzDpkIVDL__BNFnJR6E0cZ-/s320/DSC09929.JPG" width="214" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
a gdy już spojrzał na świat drugim okiem, jeszcze niewyraźnie, jeszcze nieśmiało natychmiast postanowił zapalić a więc podjął pierwszą świadomą decyzję, postanowił rzucić się w ten świat korzystając z jednej najpopularniejszej ze wszystkich używek</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-BGlAeTHPn5E/Vnm2Yc5BzgI/AAAAAAAAE7M/mfdfDxRLtYA/s1600/DSC09930.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://1.bp.blogspot.com/-BGlAeTHPn5E/Vnm2Yc5BzgI/AAAAAAAAE7M/mfdfDxRLtYA/s320/DSC09930.JPG" width="214" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
zaciągając się niedbałym gestem odrzucił w tył świeżo narosłe włosy, zapiął namiastkę koszuli i coś jakby zmężniał bo wąs mu się sypnął obficie a spojrzenie stało się cokolwiek świadomsze więc i myśl jakaś musiała zakiełkować pod cylindrem ocieniającym pół czoła i nasadę nosa </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMHbd9cActoM6AxQWB3q5HDGFyTysX_oIuDinZ7EJsnHsRl5_dC6OJUnjDzFjAJNkESIlPw-yIfzsh3Zjb2h0139U-ozR-EolC4u8oOmPefACv1F0l2qJDiPlvG4JqNlmkiaNcmFEqtIZU/s1600/DSC09932.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMHbd9cActoM6AxQWB3q5HDGFyTysX_oIuDinZ7EJsnHsRl5_dC6OJUnjDzFjAJNkESIlPw-yIfzsh3Zjb2h0139U-ozR-EolC4u8oOmPefACv1F0l2qJDiPlvG4JqNlmkiaNcmFEqtIZU/s320/DSC09932.JPG" width="214" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Tak był dalszy ciąg, były kolejne etapy formowania ciała przyobleczonego następnie w płaszcz, zapięty na jedyny widoczny guzik tuż nad poprzecznie biegnącą kieszenią</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxqgTU676bPl9RgtUvyrQJjo3gzaYXIbr1IIwtCYJpji3_n21ZZIAq7BsAqAEK_kQJQ9dZhkbwhQfCa6hmApLcx42iX3iONVAlWXL5SaprGPQuQp3bV3UsY7bo9La5k8q9xzIESjL5g20G/s1600/DSC00025.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxqgTU676bPl9RgtUvyrQJjo3gzaYXIbr1IIwtCYJpji3_n21ZZIAq7BsAqAEK_kQJQ9dZhkbwhQfCa6hmApLcx42iX3iONVAlWXL5SaprGPQuQp3bV3UsY7bo9La5k8q9xzIESjL5g20G/s320/DSC00025.JPG" width="214" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Zaczęło się od kapelusza a skończyło się właśnie tak jak na załączonym obrazku powyżej. Po drodze padła mi bateria i reszta zdjęć bezpowrotnie utknęła gdzieś w odmętach kabla pomiędzy błyskawicznie zamykającym się notebookiem a bezradnie milczącym aparatem. Przedtem był krótki epizod z Angeliką z Hawru, niewart wzmianki, może poza burzą włosów i kpiącym uśmiechem wiejskiej praczki.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjtxvVaJX2wwSUadV8wD03bR65Xp8_Vtqp3tdTyO1i2v-Luk5bLf5JoKtr_KJhWGnACBXceMlV-KIL7VFJVSHZO9B77Kab2rod0y4UtVB7N4KneEcIzAK_vH9-VUVxDgWei2l6VCbDw9T-/s1600/DSC09956.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjtxvVaJX2wwSUadV8wD03bR65Xp8_Vtqp3tdTyO1i2v-Luk5bLf5JoKtr_KJhWGnACBXceMlV-KIL7VFJVSHZO9B77Kab2rod0y4UtVB7N4KneEcIzAK_vH9-VUVxDgWei2l6VCbDw9T-/s320/DSC09956.JPG" width="214" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Na deser fragment oryginału autorstwa Henri Toulouse-Lautrec'a, z którego bezwstydnie i nieudolnie zżynałem - wszystko to nieskończone, urwane w biegu, niekompletne. Cóż rzec tedy by nie tłumacząc się zbyt zawile cokolwiek wyjaśnić - tak to już się dzieje wszystko wokół, że czasu nie ma by się pochylić nad detalem i szczegółem i za dobrą monetę wziąć fragment a nie całość, namiastkę bardziej niż komplet.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Adieu...</div>
szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-53849742274873314722015-06-27T16:22:00.000-07:002015-06-27T16:22:17.544-07:00nadal nicwróciłem z Gliwic<br />
wróciłem z Krapkowic<br />
wróciłem z Wadowic<br />
i nic<br />
nic się nie zmieniło<br />
słońce nadal wstaje na wschodzie<br />
nadal myję się w zimnej wodzie<br />
nadal autem przejeżdżam powoli<br />
nadal płonę miłoscią do roli<br />
nadal sam siebie nie rozumiem<br />
nadal nic szczególnego nie umiem<br />
nadal palę trzy świeczki na oknie<br />
nadal twarz mi na deszczu moknie<br />
nadal kłamię słowami do ciebie<br />
nadal jestem po pas w discobiedzie<br />
nadal piszę bez ładu i składu<br />
nadal nie jem zbyt wcześnie obiadu<br />
nadal piszę wciąż słowa bez sensu<br />
nadal nie ma w nich nuty suspensu<br />
nadal szklanka jest pusta w połowie<br />
nadal świat cały krzyczy mi w głowie<br />
nadal nie chce przejechać mnie walec<br />
nadal z pieca wyjmuję zakalec<br />
<br />
to wszystko nic<br />
nic a nicszeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-45970623931879547272015-06-10T07:01:00.000-07:002015-06-10T07:01:42.977-07:006666....... tyle wyświetleń pojawiło się dziś na moim liczniku, a że jestem fanem okrągłych liczb, porządku i systematyczności niniejszym poczułem się w obowiązku odnotować ten fakt na piśmie zważywszy, że jest już po wyborach prezydenckich i mija kolejna miesięcznica smoleńska, na którą zaspałem a jeślibym nawet nie zaspał to i tak nie uwieczniłbym jej na zdjęciach gdyż nie wziąłem do stolicy aparatu. Wybuchły upały i nagie ramiona dziewcząt. W parkach, parami młodzi leżą razem na trawie a starzy siedzą razem na ławkach, jedni i drudzy trzymają się za ręce i patrzą na kaczki czyszczące pióra w stawie. Ulicą, czego z parku nie widać idzie czarna procesja pracowników naukowych protestujących przeciw "produkcji studentów a nie ich nauce" i "zbyt małym nakładom na badania naukowe". Procesja o długości około stu metrów idzie pod Kancelarię Premiera pod opieką Policjantów w białych rękawiczkach.<br />
Zapoluję na Iwonę, księżniczkę Burgunda i Marylin ale to wieczorem, gdy nieco osłabnie ruch i upał a zimne powietrze zacznie zapowiadać nadchodzącą noc. Kundera wydał nową powieść - to na świecie a w Polsce Grzebałkowska, gdy już ostatecznie pogrzebała Beksińskich grzebie w roku 1945 -tym.<br />
Pod Zamkiem Ujazdowskim stawiają altany i wieszają hamaki, wycieczki różnokolorowych obcokrajowców opstrykują polskich bohaterów pomnikowych, młodzi panowie zapuszczają brody a młode panie coraz chętniej karmią piersią swoje pociechy w miejscach publicznych.<br />
Na Marszałkowskiej panuje średni ruch a w barze Popularnym wcale nie było tłoku. W bibliotece pod dziewiątym pani przygarnęła mnie i mój plecak a słowa poniosło hen w internet za pomocą funduszu obywatelskiego i składkom emerytów. Stawiam kropkę i idę w stolicę.szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-82432129807099360822015-03-14T18:43:00.002-07:002015-03-14T18:43:42.954-07:00trzy przeprowadzki w senSprzedałem fotele i kanapę - to był błąd bo się po fakcie okazało, że je bardzo lubiłem i trudno mi się z nimi rozstawało. Nabywczyni najpierw zadzwoniła, po piętnastu minutach przyszła i obejrzała, po kolejnych pięciu opowiedziała mi, że jest po rozwodzie i mieszka teraz u matki, że syn zginął w wypadku o ona spłaca pogrzeb i próbuje się urządzić, że nie ma nic bo wszystko zostawiła w domu, bo ona miała dom i męża a teraz została sama z córką w domu matki, że zarabia średnią krajową trzy razy na rano i dwa na wieczór, że chciała najpierw obejrzeć te meble, że mieszkają na pięćdziesięciu metrach ale trzeba schodzić na dół po węgiel żeby napalić i nagrzać wody, że ubikacja jest na korytarzu a korytarz jest wspólny, że jak załatwi transport to zadzwoni bo musi zadzwonić i się dowiedzieć czy załatwi transport dopiero wtedy zadzwoni do mnie i mi powie czy przyjedzie. Zadzwoniła na drugi dzień, że przyjedzie i oprócz kanapy weźmie też fotele. Wtedy zrozumiałem, że to był błąd bo ja bardzo polubiłem te fotele i tę kanapę i że nie będę miał gdzie usiąść bo na tym co mi zostało nie siedzi się tak wygodnie jak na tych fotelach. Przyjechała pół do siódmej volkswagenem razem z Piotrem, grubym kolegą Piotra i córką. Kolega Piotra przywiózł ze sobą miarkę bo może by wziął tę skórzaną kanapę ale nie wie czy mu się zmieści do mieszkania. Piotr przyniósł skrzynkę z kluczami i zaczął rozkręcać kanapę - najpierw zdjął materac, odkręcił stelaż, boki i oparcie, córka znosiła to na dół a gruby kolega Piotra przestawiał samochód bo ktoś chciał wjechać na podwórko i trąbił. Nabywczyni i ja wynieśliśmy fotele z pokoju. Na podwórko spadały płatki śniegu. Zapakowali meble do auta a kolega Piotra zapalił i odjechali. W mieszkaniu zrobiło się puściej. Skończę na jednym krześle stojącym na środku pokoju.<br />
Usiadłem w kuchni i zapaliłem. Otworzyłem piwo a za drzwiami coś zaszurało. Wyjrzałem przez judasza - na mojej wycieraczce, przed moimi drzwiami zacumowało dwoje rozbitków taszcząc ze sobą pralkę. Starali się ją podnieść ale chyba była zbyt ciężka lub może oni nie mieli już sił, lub może fale zmęczenia zalewały ich potem zbyt obficie, lub może chcieli zrezygnować i odpłynąć… Głośno rozmawiali kłócąc się o to kto ma co chwycić, gdzie popchnąć czy za co złapać, młoda kobieta i starszy mężczyzna na schodach a między nimi biała kra lodowa - pralka. Włożyłem buty i otworzyłem drzwi.<br />
- Czekajcie, pomogę wam - rzekłem od progu i zaczęliśmy przesuwać pralkę by ułożyła nam się w dłoniach.<br />
- Karolina, przejdź - powiedział starszy mężczyzna.<br />
- Złap z tamtej strony - odpowiedziała Karolina. Oboje byli spoceni i ciężko oddychali.<br />
- Czekaj - powiedział starszy mężczyzna - może kogoś zawołam i zszedł na dół. Karolina miała duży biust ciasno opięty koszulką z krótki rękawem. Wróciłem do mieszkania i założyłem rękawiczki. Starszy mężczyzna wrócił sam.<br />
- Andrzej umył głowę i nie chce już wychodzić - powiedział łapiąc oddech. Obróciliśmy pralkę na skraj schodów, oni złapali z przodu ja z tyłu i zaczęliśmy dryfować w dół. Na półpiętrze stanęliśmy dla złapania oddechu i ruszyliśmy dalej.<br />
- To tylko do następnej bramy, na pierwsze piętro - powiedział starszy mężczyzna gdy stanęliśmy na parterze. Nie wiem czemu pomyślałem, że schodzą tylko na dół. Przeszliśmy podwórko odprowadzeni spojrzeniami zza firanek sąsiadów i wyszliśmy na ulicę. Druga brama okazała się trzecią, pierwsze piętro poddaszem. Co piętro robiliśmy przystanek. Starszy mężczyzna z trudem łapał oddech a Karolina ocierała spocone czoło. Gdy stanęliśmy przed drzwiami na poddaszu otworzyła nam starsza kobieta i cofnęła się do środka. Przenieśliśmy pralkę przez przedpokój i postawiliśmy ją na podłodze izby, która była jednocześnie pokojem, kuchnią i ubikacją. W rogu pod oknem grał telewizor. Ustawiliśmy pralkę przy zlewie a starszy mężczyzna wziął od starszej kobiety banknot dwudziestozłotowy i próbował mi go wcisnąć.<br />
- Daj spokój - odrzekłem - nie ma sprawy. Uścisnęliśmy dłonie i wyszedłem.<br />
Tej nocy miałem sen z karaluchem olbrzymem, lekarzem i początkiem terapii.<br />
“- Ale po co to panu?<br />
- Ja muszę, inaczej sam sobie nie uwierzę a i pan też.<br />
Kładę na stoliku dyktafon, włączam i zaczynam mówić :<br />
“Wczoraj zaatakował mnie karaluch olbrzym, właściwie nie zaatakował co tylko podszedł do mnie, taki wielki i okropny, te czułki tak mu błyszczały i tak chrzęścił i ciągle trzeszczał, nawet na mnie nie patrzył, tylko tak wyczekująco stał więc ja pobiegłem do łazienki po prześcieradło i zarzuciłem na niego a on dalej taki nieruchawy tylko te czułki tak mu się pod spodem poruszały, zarzuciłem i tak zawinąłem spod spodu, miał z metr długości a ja prześcieradło frotowe na gumce to mi się go łatwiej owinęło i dociągnąłem go do balkonu i przerzuciłem przez barierkę i nawet nie patrzyłem jak poleciał a mieszkam na pierwszym piętrze i zamknąłem okno. Ja jestem po studiach panie ale to było tak realistyczne, ze nie wiem co myśleć, trzeźwy byłem, żadnych narkotyków i wyspałem się w dzień i teraz nie wiem co myśleć. Ja sobie wmawiam, że to się nie zdarzyło, że to sen, że to nieprawda ale panie jak ja sobie to przypomnę to ja widzę ten pancerz ze szczegółami, te odcienie brązu i żółci, jak pan chce to nawet fachowe nazwy kolorów panu podam, tak mi się to wryło w głowę. Ja jestem realista, ja wiem, że to niemożliwe, ale ja nie mogę sobie z tym poradzić, ja nie wiem co mi jest, pierwszy raz w życiu coś takiego mi się zdarza. Dopiero rano odważyłem się wyjrzeć przez balkon ale na dole nic nie było ale przecież on mógł uciec a prześcieradło mógł ktoś zabrać. Panie, ja się boję, ja jestem zdezorientowany, ja wiem, że to niemożliwe ale z drugiej strony nie mogę zaprzeczyć temu co widziałem, to było tak samo realne jak pan teraz, z tym nie mogę sobie poradzić, ja tracę poczucie rzeczywistości, wiarę w to, co jest prawdziwe a co prawdziwe nie jest”<br />
“A po co ten dyktafon?”<br />
“Bo to nie pierwszy raz, ja zapominam albo nie mam świadomości co się ze mną dzieje, ja coś robię mówię i potem zapominam, że to robiłem, jakbym śnił na jawie.”<br />
Lekarz wstał i podszedł do tablicy, która stała za jego plecami, wziął kredę i nakreślił okrąg.<br />
“Niech pan sobie wyobrazi, że ten okrąg to pańskie postrzeganie świata i teraz zadam pytanie, niech pan się skupi: Na ile, powiedzmy procentowo, postrzega pan świat świadomie a ile, że tak powiem panu umyka?”<br />
“Myślę, że umyka mi ćwierć”<br />
Wtedy zobaczyłem ćwiartkę wódki i ćwiartkę tortu na stole w izbie starszego mężczyzny. Siedzieliśmy we czwórkę przy niskim, prostokątnym stole - ja, Karolina, starszy mężczyzna, starsza kobieta, w dłoniach trzymaliśmy kieliszki i opijaliśmy wniesienie pralki. Wódka była ciepła a tort został z jakichś urodzin, nie tknąłem go. Wypiłem, wstałem i dopiero wtedy wróciłem do domu.<br />
Następnego dnia, wieczorem przyszli chłopcy po zielone, skórzane łóżko. Rozkręciliśmy je i częściowo weszło do osobówki, którą przyjechali. Podstawę z pojemnikiem na pościel wzięli oddzielnie i na rękach zanieśli do swojego mieszkania. W pokoju został telewizor i niebieskie łóżko bez materaca. To wiem na pewno. Zamiotłem, umyłem podłogę a dwa długopisy, które leżały pod łóżkiem - niebieski i czerwony - włożyłem do szklanki na półce w kuchni. Ponieważ wilki nie zdążyły na ostatni balon do lasu a ognista narzuta chmur niemal doszczętnie otuliła łysego konia chowającego się za kolumną postanowiłem jeszcze raz spróbować rzeczowo i konkretnie opowiedzieć lekarzowi co postrzegam jako jawę a co jako złudzenie.<br />
“Karalucha uważam za złudzenie, wydanie mebli za fakt, zresztą mam bilingi i w każdej chwili może pan to potwierdzić w kilku niezależnych źródłach, karaluch zostawił strach, meble wywołały smutek bo już zdążyłem obarczyć je wspomnieniami i wydanie ich uważam za błąd. Gdybym mógł cofnąć czas postąpiłbym z nimi inaczej. A przy okazji mebli, nie zna pan kogoś, kto ma kilka desek na wydaniu bo potrzebuję zrobić sobie półki na książki? Te książki wciąż leżą w kartonach a ja lubię je mieć w zasięgu ręki.”<br />
“Dobrze - powiedział dobrotliwym, lekarskim tonem lekarz - niech pan mi teraz opowie swoje najbardziej traumatyczne wspomnienie.”<br />
“To chyba to z siekierą. Bo ja kiedyś mieszkałem na wsi i u nas było wesele, mnóstwo rodziny się zjechało i ja spałem w stodole na sianie bo w domu już nie było miejsca i którejś nocy nagle się budzę i słyszę krzyki, wychylam się a tam w dole na klepisku leży stopa w takim różowym trzewiku, bo to już jesień się zaczynała i noce były zimne, więc zszedłem po drabinie i podchodzę do tego trzewika i poznałem, że to był trzewik stryjenki z Naprusewa a w środku stopa, no to co miałem zrobić, wziąłem worek po pszenicy i wrzuciłem do środka i chcę zanieść do domu, otwieram drewniane drzwiczki a tam na trawie przed stodołą leży noga tak od kostki do uda obcięta zaplątana w pończochę, no to ja za tę nogę do wora i niosę przez podwórko a tam cała reszta stryjenki leży wężykiem ułożona aż pod drzwi domu, ręce osobno, nogi, stopy osobno a na schodach głowa w takiej chustce w kwiaty z zamkniętymi oczami, no to jak już to wszystko pozbierałem i schowałem to wszedłem do domu się pochwalić, że zrobiłem porządek ale w domu nikogo nie było tylko na stole leżał kadłubek stryjenki z wbitą w mostek siekierą i krew ściekająca na podłogę. Próbowałem wyjąć tę siekierę ale ona przeszła przez ciało i mocno wbiła się w stół, a stół był dębowy, solidny i nie dało rady tej siekiery ruszyć. Przyciągnąłem worek ze stryjenką i położyłem na podłodze, na drugim krześle położyłem głowę i pobiegłem do domu sołtysa bo pomyślałem, że zanim wszyscy wrócą to da się jakoś stryjenkę poskładać i może nikt nie zauważy. Ale dom sołtysa był zamknięty na głucho więc wróciłem do domu i zacząłem walczyć z tą wbitą siekierą ale nie mogłem jej w żaden sposób ruszyć więc pobiegłem do szopy po taki duży młot, który służył do palowania krów. Kiedy wreszcie z wielkim wysiłkiem udało mi się dociągnąć młot do domu, bo młot był duży i ciężki, zobaczyłem, że na trzonku siekiery usiadł kruk. Wielkie czarne ptaszysko o czarnych lśniących piórach i szarym dziobie bacznie łypało okiem to na mnie to na kadłubek przestępując za pazura na pazur. Tak mi się ten obrazek spodobał, że pobiegłem szybko do kredensu i wyjąłem aparat fotograficzny żeby zrobić zdjęcie. Piękny formalnie był to obrazek - piramida, na szczycie której majestatycznie i dumnie siedział czarny ptak, pod nim drewniany trzon siekiery wbity w kawał mięsa z którego czerwoną taflą wylewała się krew tworząc na podłodze rozłożysty, lśniący woal. Promienie jesiennego słońca wpadające przez okno nadały całości walor obiektywizmu i usytuowały obraz w realiach martwej natury z ptakiem. Ustawiłem ostrość i przysłonę i pstryknąłem zdjęcie, jedno osiowo drugie horyzontalnie. Odniosłem aparat na miejsce, przegoniłem kruka, który usiadł na piecu i zacząłem młotem uderzać w trzonek siekiery żeby odpuściła. Szło mi niezbornie bo młot był ciężki, na stole mało miejsca by wziąć odpowiedni zamach i dodatkowo ślizgałem się na zastygającej krwi. W końcu jednak udało mi się poruszyć siekierę i wyszarpnąć ją z ciała. Gdy uwolniłem ciało od krępującego je żelastwa ułożyłem równo kawałki stryjenki na łóżku i przykryłem kocykiem. Z daleka wyglądało, że śpi. Zmyłem krew ze stołu i podłogi, narzuciłem obrus, ustawiłem równo krzesła i otworzyłem okna żeby trochę przewietrzyć izbę i wygonić kruka. Ale na piecu kruka nie było, w kuchni też nie, w przedsionku też nie, na podwórku też ani śladu więc pomyślałem, że po prostu sobie odleciał. Przy studni umyłem siekierę i młot i wróciłem do stodoły na siano bo nagle poczułem straszne zmęczenie. Gdy tylko przyłożyłem głowę do poduszki co to była leżała na rozścielonym prześcieradle i przykryłem się kołdrą od razu zasnąłem. We śnie przyszła do mnie stryjenka z krukiem na ramieniu i siekierą w ręku.<br />
“Dobry z ciebie chłopak i uczciwy - brzmiał jej starczy głos - niech ci Bóg darzy i los oszczędzi wszystkich złych doświadczeń. Za to żeś mnie tak ładnie poskładał Bóg ci zapłać i nic to żeś ręce pomylił i na odwrót położył, żalu nie mam boś z dobrego serca to zrobił”<br />
Faktycznie dopiero teraz zauważyłem, że ręce miała odwrotnie przyprawione.<br />
- To ja zaraz pójdę i zamienię - powiedziałem ochoczo wyplątując się z kołdry.<br />
- Nie fatyguj się jasny synku - odrzekła ona - Nic mi nie jesteś winien, śpij sobie słodko a na mnie już pora.<br />
Wsiadła na kruka i odleciała.<br />
Lekarz spał. Jego biały kitel miarowo unosił się w rytm chrapliwego oddechu. Zegar nad jego głową wybił godzinę szóstą. Jednak zamiast kukułki z małych drzwiczek wyskoczył łeb kruka z chustą stryjenki na głowie.<br />
- Nie ma już więcej mebli do wydania - powtórzył sześć razy i zniknął w czeluści zegaraszeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-76037425467860077032015-02-03T12:16:00.000-08:002015-02-03T12:16:39.799-08:002 litry i ząb co boliZima bez śniegu przeszkadza mi w biegu<br />
buty nie trzymają przyczepności z podłożem<br />
chciałbym zbratać się z morzem ale nasze Bałtyckie jest takie zimne o tej porze roku więc nie rokuje<br />
co mnie czeka za kolejnym zakrętem miesięcznym? księżyc niemal w pełni rzuca odbite światło na moje palce, znów nie będę mógł zasnąć, znów nic mi się nie przyśni... troskliwe światło policyjnych kogutów liże fragment ulicy i mnie siedzącego na parapecie życia - oni kontrolują a kontroluję się<br />
gdyby tak można było uciec do Jasła...<br />
moja kamienica tętni snem<br />
boli mnie ząb a na to nie ma bomb<br />
jest tylko znieczulenie - w sumie nic ważnego - biała gorączka lub pokojowe tąpnięcie lub może uciec jak najwyżej???<br />
KONIEC ? Na razie, jutro też jest dzień, wzejdzie słońce, na pewno, przynajmniej tak mówią synoptycy...<br />
Zawsze mogę się przecież odrodzić, czyż nie? Zawsze się mogę sprzeniewierzyć, czyż nie ? A gdy trafię na właściwy nurt to dopiero popłynę..................................................................................................... czyż nie.....szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-5317636422535852662015-01-24T06:32:00.001-08:002015-01-24T06:32:30.700-08:00schizofrenia kulinarnaJeszcze lekko zmrożone mięso kurczaka lub indyka, najlepiej pierś, pokrój w kostkę następnie zmieszaj z przyprawami - słodka papryka, pieprz, sól, lubczyk, curry - dodaj trzy zmiażdżone ząbki czosnku i drobno posiekaną czerwoną cebulę, dolej pięć łyżek oliwy i łyżkę sosu sojowego następnie schowaj na noc do lodówki. Nazajutrz sparz dorodnego pomidora, obierz go ze skórki i pokrój w drobną kostkę. Czerwoną, zieloną i żółtą paprykę, pieczarki i dwie żółte cebule pokrój w kostkę. Na patelni podgrzej oliwę następnie wrzuć kurczaka i obsmarz go ze wszystkich stron. Dodaj warzywa i duś kwadrans, po czym dorzuć pomidora. Zależnie od upodobań danie jest gotowe w ciągu pół godziny do czterdziestu minut. Podawać z kuskusem.<br />
<br />
Smacznego...szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-1517139391958210902015-01-19T14:02:00.000-08:002015-01-19T14:02:16.125-08:00UKŁADANKA<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-erWLfHGILl0/VL05_Jz3v5I/AAAAAAAAEk0/vaZKGWF-f64/s1600/anigif.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-erWLfHGILl0/VL05_Jz3v5I/AAAAAAAAEk0/vaZKGWF-f64/s1600/anigif.gif" height="213" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
W Kielcach zgubiłem notatnik i dwa "małe lisy" ale natrafiłem na zebranie koła Literatów Trzeciego Wieku i tak jakoś tam zapadłem bo i z czasem byłem do przodu i na dworze padało, do hotelu daleko a miła pani bibliotekarka tak ładnie poprosiła by tym starszym paniom i jednemu panu poczytać - "bo pan ma taki ładny głos, no taki sam jak mój siostrzeniec" więc jak można było odmówić bo oprócz prośby obiecała i kawę i kawałek ciasta i "bilet do kina się panu załatwi... no... zgodzi się pan?" Nie miałem przecież wyjścia, nie można się było nie zgodzić. "Ale co mam poczytać?" "No niech pan coś wybierze. Oni są tak bardzo samotni. Niech pan na nich popatrzy, w większości to schorowani starzy ludzie, te kilka godzin raz w tygodniu pozwala im zapomnieć o przemijaniu." Poszedłem więc między regały i wybrałem kilka książek - trochę poetów, Stachurę, Cortazara i Kubusia Puchatka. "Tylko niech pan czyta głośno bo oni trochę słabo słyszą a pan Czesław jest niewidomy" "Na czym polegają te ich spotkania?" "Oni po prostu piszą, jedni wiersze, inni opowiadania a raz do roku wydajemy mały zbiorek. Będzie im bardzo miło" Z duszą na ramieniu usiadłem na przygotowanym krzesełku pani bibliotekarka przygasiła trochę jarzeniówki i zacząłem czytać. Początkowo szło mi niesporo, zacinałem się, czasem myliłem, oni pokasływali, wiercili się na krzesłach, siorbali kawę to nie miało prawa się udać. Wstałem i zacząłem chodzić między nimi i wtedy zaczęła się właściwa deklamacja, recytacja, czytanie czy jak to zwać. Zamiast poprawnej eleganckiej i powściągliwej retoryki zacząłem z nimi rozmawiać słowami poetów - pytałem, krzyczałem, snułem opowieści, okłamywałem pięknymi słówkami, drażniłem krzykiem by wreszcie po kilku fragmentach obudzić ich i zacząć wspólne czytanie. Każdy z nich wybrał sobie jaką książkę chciał i zaczęliśmy czytać jedna po drugiej na czuja nie dbając o jakiś ciąg przyczynowo-skutkowy, po prostu gdy, ktoś poczuł, że jego tekst pasuje do chwili lub ma jakiś związek z tym co czytała poprzedniczka po prostu walił w stół i czytał dalej. Zaczęli się przekrzykiwać jak na wiecu, to znów snuć przemowę pogrzebową by skończyć płomiennym wyznaniem miłosnym. Wiersze mieszały się z instrukcją obsługi miksera, chłop ochrzaniał księżniczkę, zachód słońca wpadł do garnuszka z miodem, miłosierdzie boże na trasie Bydgoszcz - Toruń nie ma już artykulacji księstwa najprzedniejszej marki - te prawdy referuje miękko jak orzech smutek szyi mojej żony by dumnie i biednie nauczyć się, że normalnie biedronki nie są żarłocznymi drapieżnymi chrząszczami tylko panteon hinduistycznych bóstw zdumiewa swoją różnorodnością bo tragedia, która kosztowała życie szesnastu ludzi, nie ograniczyła się do wiosek pod lodospadem Zachodniego Ramienia. Klap, skończyło się.<br />
Usiadłem na krzesełku i spojrzałem na ich twarze. Myślę, że byli szczęśliwi. Pani bibliotekarka zaczęła klaskać potem dołączyła reszta i wspólnie odklaskaliśmy koniec wieczoru.<br />
<br />szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-52950834308927294452015-01-01T05:06:00.000-08:002015-01-01T05:06:07.870-08:00nazajutrz 2015<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEbSnf5z7ZWKv02Fnvq1p_gUAZw3FVMgcPlICz6bk0ctOWkBXRk7iYm4lV3FODLwE3RclS1ADjQnC15NGN-2KcbO3k2dCvFYFg1p0yezyZFFHHv1BuOB6ITDTHSwgMo8D5gYGSNnJp5r2F/s1600/DSC07654.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEbSnf5z7ZWKv02Fnvq1p_gUAZw3FVMgcPlICz6bk0ctOWkBXRk7iYm4lV3FODLwE3RclS1ADjQnC15NGN-2KcbO3k2dCvFYFg1p0yezyZFFHHv1BuOB6ITDTHSwgMo8D5gYGSNnJp5r2F/s1600/DSC07654.JPG" height="213" width="320" /></a><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
zmieniło się absolutnie wszystko<br />
świat brzmi zupełnie inaczej<br />
coraz mniej ludzi wokół<br />
przybyło ciszy, kurzu i przestrzeni do sprzątnięcia<br />
zamiast żarówek płoną świece<br />
zamiast słów echo wspomnień<br />
daleko do drzew, jeszcze dalej do stolicyszeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-49002112490628515392014-12-31T16:11:00.002-08:002014-12-31T16:11:59.338-08:00tuż przed końcem<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-zg6bSWj48vI/VKSQpAaFQEI/AAAAAAAAEjQ/31gFVzjm6tI/s1600/DSC07601.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-zg6bSWj48vI/VKSQpAaFQEI/AAAAAAAAEjQ/31gFVzjm6tI/s1600/DSC07601.JPG" height="320" width="213" /></a></div>
szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-72015800266110664952014-11-30T12:27:00.000-08:002014-11-30T13:09:42.728-08:00niewspomnienie<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4f-IgM4zjlWxrRp4mnkIS4JlQd_4M7xnRETU4sIjar8ZQxXDQUHE7pJTWSc5NYx0mtH_BR88CiZEnGSl_iBfg9zKT2d7KYHTJbSO1RoSHSS8K_twT5cpC2MLhH1bNxvQLzBagTzPIpmOz/s1600/DSC03531-crop.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4f-IgM4zjlWxrRp4mnkIS4JlQd_4M7xnRETU4sIjar8ZQxXDQUHE7pJTWSc5NYx0mtH_BR88CiZEnGSl_iBfg9zKT2d7KYHTJbSO1RoSHSS8K_twT5cpC2MLhH1bNxvQLzBagTzPIpmOz/s1600/DSC03531-crop.JPG" height="320" width="274" /></a><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
szybko więdną wspomnienia wstawione do flaszki po winie<br />
<br />
mam tylko wodę i garść kryształków by posolić kanapkę<br />
odrobiną świeżego światła i drobnym plasterkiem uśmiechu<br />
- Napijemy się wódeczki ?- pytasz już od progu<br />
a kieliszki brzęczą o klawisze moich żeber<br />
czekam na ciebie od świtu do zmierzchu<br />
od momentu gdy wyszłaś<br />
gdy ułożyłaś moje pragnienia na miękkim posłaniu<br />
swojej skóry<br />
gdy pozwoliłaś dotulić się aż do kości<br />
przykryć ciepłym oddechem<br />
splątać pragnienia kosmykiem dotyku<br />
<br />
właściwie to już mnie nie ma<br />
schowany pod kopułą nieba<br />
lub dachem samochodu mknącego przez następne miasto<br />
zasypiam by obudzić się pod kołdrą kolejnego szarego porankaszeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-30775688379748071752014-01-02T13:20:00.002-08:002014-01-02T13:20:57.107-08:00<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgh3f2LvViIbaZNAkhsNzs2ubX7bursKTVzUZhi9C2VTAWGsnCrZglJh9FMvKJw1IpYCzOSoaQryJWL7fcfYu0ohbRgU0Ll6AawyUVQMLutxeIB19iP-tJ8o-kVyy5e1rbVVkh5dPRsQlG-/s1600/DSC01975.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgh3f2LvViIbaZNAkhsNzs2ubX7bursKTVzUZhi9C2VTAWGsnCrZglJh9FMvKJw1IpYCzOSoaQryJWL7fcfYu0ohbRgU0Ll6AawyUVQMLutxeIB19iP-tJ8o-kVyy5e1rbVVkh5dPRsQlG-/s1600/DSC01975.JPG" height="320" width="214" /></a></div>
<br />
<br />
z roku na rok jest coraz bardziej tak samo<br />
mokra ulica, powystrzałowe śmieci, pustka, cisza<br />
czeka mnie podróż środkiem transportu<br />
mówi Cyganka ukryta w krużganku<br />
przeniosę w czasie kępkę włosów<br />
coś mi wypadnie - tych kilku starców<br />
zakrętka i struna od gitary<br />
zbyt długo starałem się nic nie powiedzieć<br />
a ona czyta z ruchu linii papilarnych<br />
bezwzględnie poproszę o fakturę<br />
bo tylko pierwszy wers się liczy<br />
sny i tak odlatują nie zapamiętane<br />
zakurzona cierpliwośćszeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-56962205651170565432013-11-23T16:31:00.000-08:002013-12-30T11:17:13.654-08:00LADY PANKBardzo lubię niektóre ich piosenki<br />
właściwie wszystkie z pierwszej płyty i<br />
Fabrykę Małp<br />
na nostalgię nie ma rady<br />
starość zdaje się coraz bardziej natarczywie pukać do drzwi mojego organizmu i nie mogę się zdecydować stary ramol, którą piosenkę dokleić więc idę na kompromis i wkleję<br />
<br />
to...<br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span><iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="//www.youtube.com/embed/ivRFzuIL0Ao" width="420"></iframe>szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-20525893135001707532013-10-26T09:17:00.000-07:002013-10-26T09:17:10.750-07:00BEKSIŃSKI<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUcVr4mfv3WwVW33EOtC3BIzsj73QSRFh_QRge7H5WrZGA3ZvaPMQzESKvtC41Z0ZZc0ppipk-fLV1Isv2IkDHv552jKhPznVIanJwRKjhA_r0GYn9VZWpxUIjCvWZchydGHtbq9s6zy3G/s1600/DSC01282.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUcVr4mfv3WwVW33EOtC3BIzsj73QSRFh_QRge7H5WrZGA3ZvaPMQzESKvtC41Z0ZZc0ppipk-fLV1Isv2IkDHv552jKhPznVIanJwRKjhA_r0GYn9VZWpxUIjCvWZchydGHtbq9s6zy3G/s320/DSC01282.JPG" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-4CCJS8OdTqM/UmvmgdwNkoI/AAAAAAAAEMg/PtBElYbB714/s1600/DSC01289.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-4CCJS8OdTqM/UmvmgdwNkoI/AAAAAAAAEMg/PtBElYbB714/s320/DSC01289.JPG" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-wdzK6RE6pnE/Umvmu4jGCHI/AAAAAAAAEMw/ar1BAC0KSX8/s1600/DSC01283.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-wdzK6RE6pnE/Umvmu4jGCHI/AAAAAAAAEMw/ar1BAC0KSX8/s320/DSC01283.JPG" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-CEIpYsm7hqQ/UmvnLjRWeeI/AAAAAAAAEM4/SieG0K7FhiE/s1600/DSC01285.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-CEIpYsm7hqQ/UmvnLjRWeeI/AAAAAAAAEM4/SieG0K7FhiE/s320/DSC01285.JPG" /></a></div><br />
<br />
<br />
<br />
to oczywiście tylko fragmenty jego obrazów<br />
wystarczyło wyjść w środku nocy na ulicę Sanoka a pierwsza napotkana kobieta bez wahania i cienia lęku wzięła mnie pod rękę i niemal biegiem zaprowadziła nad grób malarzaszeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-7936016566640608632013-06-21T13:58:00.000-07:002013-06-21T13:58:09.636-07:00ZOSIA<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7NnU9lK6WkKBoWSggD8e3Ni44f3qShIE6_FPS2VAoBywCHoXoFX7WCOb40aTFg6PX2oGmFEVunt7v7cd7WF2sIyzrVkZxEU0iNTBeF57iaNCVTUk1oWWeBn3wQ-_HWpocc1qmBWYrcuNr/s1600/DSC09629.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7NnU9lK6WkKBoWSggD8e3Ni44f3qShIE6_FPS2VAoBywCHoXoFX7WCOb40aTFg6PX2oGmFEVunt7v7cd7WF2sIyzrVkZxEU0iNTBeF57iaNCVTUk1oWWeBn3wQ-_HWpocc1qmBWYrcuNr/s400/DSC09629.JPG" /></a></div><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Dlaczego mała Zosia nienawidzi ludzkości? i czy rzeczywiście jest mała, wszak może chodzić już do gimnazjum lub nawet do liceum? A może to jakiś gwałciciel lub inny zboczeniec podstępnie podszywa się pod zrozpaczoną uczennicę chcąc wywołać w nas, ludziach pobożnych, wrażliwych i kulturalnych uczucie współczucia lub bo ja wiem dyskomfortu psychicznego.<br />
Czy to rozpacz sprawiła, że zadrżała ci mała rączka a niepewny umysł w chwili nadmiernego zamroczenia błędnie zapisał słowa?szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-8034389939702489652013-05-27T12:38:00.001-07:002013-06-21T04:14:36.663-07:00PINK ROSESWszyscy kiedyś byliśmy studentami - oblewaliśmy egzaminy, oblewaliśmy sesje, potem oblewaliśmy oblane sesje by oblać zaliczony rok lub zaliczyć kolejne oblanie.Było różnie ale byliśmy młodzi, wspaniali, niewinni, dobrze zapowiadający się i pełni nadziei. A potem z dyplomem, jak z wyrokiem śmierci każdy odjechał w swoją stronę szukać szczęścia i spełnienia.<br />
<br />
(powyższy wstęp nie ma absolutnie żadnego związku z istotnym tematem tego posta co się okaże za moment)<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<iframe width="560" height="315" src="http://www.youtube.com/embed/yhn5ItD7qNs" frameborder="0" allowfullscreen></iframe><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Onegdaj, w jedną z zeszłych sobót, miałem tę przyjemność, że popracowałem sobie przy Juwenaliach. Było piwo, kiełbaski, muzyka...i Pink Roses - nigdy o nich ani ich nie słyszałem,występowali jako pierwsi drugiego dnia na Lumumbowie. Gdy zaczynali grać pod sceną stało może z dziesięć osób, gdy kończyli było co najmniej pięćdziesiąt. Grają razem podobno od roku w tym składzie, tak powiedziała ze sceny frontmenka, wtedy jeszcze mówiła bo gdy kończyła koncert ledwie wydawała z siebie zachrypnięte monosylaby ale jej żywiołowa szczerość i bezwarunkowa radość z możliwości grania zauroczyła mnie na te kilkanaście minut więc stałem oparty o barierkę i mocno im kibicowałem z uśmiechem i papierosem na ustach. Potem odszedłem na chwil kilka bo musiałem trochę poudawać pracę a gdy wróciłem jasnowłosa wokalistka już mocno chrypiała ale nadal szczęśliwa, że ludzi przybywa, że klaszczą, że skaczą, że błędy wybaczą i nic to ,że prawie bez głosu ale uśmiechnięta i zdziwiona, że mimo totalnej chrypy ludzie nagradzają ją i zespół oklaskami. Między utworami prosiła o robienie zdjęć bo "wiecie dopiero zaczynamy i jakbyście mogli nam wysłać te zdjęcia na Facebooka to byłoby super".<br />
<br />
Nie wiem czy im się uda, czy dojdą na szczyt, czy na ich koncerty ludzie będą walić drzwiami i oknami ale życzę im tego z całego serca a wy którzy czytacie te słowa wejdźcie łaskawie na ich profil na fejsa wrzućcie im lajka i dobre słowo bo naprawdę na to zasługują i podniesie ich to na duchu.<br />
<br />
<br />
<br />
szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-70359443386571568582013-05-12T13:15:00.000-07:002013-05-12T13:15:01.089-07:00Choszczno tu<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkhyxiTuISDO23W9UxykAx2PRdiEORp38XBOhEKwTcazuN4x3JVUt3ldsaiVgt3v1thiRUHxfA1hrvl2pI4aoz4TqCnakOzZsckswHWxg9qATy7h_1zJAxIyP2jFq4uNgnhNk7zi72ZzCQ/s1600/DSC07458.JPG" imageanchor="1" ><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkhyxiTuISDO23W9UxykAx2PRdiEORp38XBOhEKwTcazuN4x3JVUt3ldsaiVgt3v1thiRUHxfA1hrvl2pI4aoz4TqCnakOzZsckswHWxg9qATy7h_1zJAxIyP2jFq4uNgnhNk7zi72ZzCQ/s320/DSC07458.JPG" /></a><br />
<br />
<br />
Można wejść aż do środka, mijając wzgórze i rondo i wejść do kościoła,w którym akurat odbywa się próba uroczystości komunijnej. Dzieci karnie podchodzą do mikrofonu i z nabożną czcią recytują nakazane przez księdza słowa modlitwy.<br />
Można skręcić tuż przed rondem i wejść do baru MIŚ na piwo. Tam jest luźniej - tylko pan Mietek czeka na flaki. Miejsca jakby mniej, gorsze oświetlenie, atmosfera mniej podniosła, żadnych mikrofonów ale za to nie trzeba zdejmować czapki. "Papierosy palimy na zewnątrz" - znudzonym głosem informuje barmanka.<br />
Można przewertować skąpo zaopatrzone ciuchlandy by w tym ostatnim przed dworcem kupić siedem podkoszulek prosto z Anglii, po okazyjnej cenie bez dziur i zapachu spoconych Anglików.<br />
<br />
<br />
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-pQXWAgAlVkA/UY_xNQwVFKI/AAAAAAAAEIU/immxVJzzFfE/s1600/DSC07436.JPG" imageanchor="1" ><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-pQXWAgAlVkA/UY_xNQwVFKI/AAAAAAAAEIU/immxVJzzFfE/s320/DSC07436.JPG" /></a><br />
<br />
<br />
Można odnieść wrażenie do pralni chemicznej, oczyścić, wyprasować i z czystym sumieniem wrócić na ulicę - nikt nie pozna, nikt nie zwróci uwagi.<br />
Można u szewca kupić tanio trampki - białe, na gumowej podeszwie z czarnymi sznurowadłami w jedynym rozmiarze 44.<br />
Można w barze mlecznym tanio skonsumować pierogi w towarzystwie dwóch strażniczek miejskich.<br />
<br />
<br />
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-6FZyYkqLygY/UY_1FLUlwJI/AAAAAAAAEIg/VXVmGlW3_i0/s1600/DSC07510.JPG" imageanchor="1" ><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-6FZyYkqLygY/UY_1FLUlwJI/AAAAAAAAEIg/VXVmGlW3_i0/s320/DSC07510.JPG" /></a><br />
<br />
<br />
Kiedy słońce zacznie nawijać pożółkłe promienie na czarny kłębek nocy trzeba wstać i zejść mostem na drugą stronę rzeki. Na zakręcie wybrać drogę w prawo i wyjść na prostą. To tylko kwestia czasu - ciemność wchłania szybko i bezszelestnie. <br />
<br />
<br />
<br />
szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-72447471500731206222013-01-20T12:24:00.000-08:002013-01-20T12:24:14.196-08:00Nie moje miastoMiasto widziane tylko nocą i tylko nocą otwarte - kościoły sklepy, restauracje. Ludzie mili, cisi, nieobecni jakby ich nie było jakby stąpali po chodnikach pełnych śniegu, śniegu koloru złota, z nabożną czcią z bojaźnią, pełni pokory i onieśmielenia. Jakby ziemia na której żyją była dla nich największą świętością.<br />
Na przykład Ania. Ania handluje odzieżą z ziemi włoskiej do polskiej przywiezioną. Na wieszakach luźno powiewają marynarki uszyte z jasnych tkanin, bluzy od dresów, szale, krawaty, czapki i spodnie. I wszystko o pięćdziesiąt procent tańsze. Wszystko czyste, wyprasowane, pachnące - jak Ania. Ania ma skórę białą jak cerata w barze mlecznym, dłonie pulchne jak pampuchy gotowane na parze, twarz pełną i otwartą jak placek po zbójnicku, a nogi długie, chude z marginesem bezpieczeństwa miedzy kolanami. I tymi nogami właśnie nabożnie dotyka bruku codziennie rano i codziennie wieczorem idąc przez rynek by otworzyć swój sklep i zamknąć gdy równie nabożnie nadejdzie świt. Ania nie ma męża, który przywoziłby ją i odwoził, poza tym mężczyźni w mieście są mniej nabożni. Chodzą tam i z powrotem bez czapek, bez celu, z rękami w kieszeniach, z głową w chmurach, ze słońcem w oczach. Tak ze słońcem. Oni nie chowają się o świcie, o nie, oni siadają bezczelnie z butelką piwa i oglądają wschód słońca ze wzgórza za miastem. Potem gdy słońce już wzejdzie patrzą smutnym wzrokiem na puste ulice i puste butelki rzucają za siebie by nie widzieć tego nadmiaru pustki dookoła. Włóczą się po zaułkach, łkają na tyłach świątyń a ich łzy zmieniają się w deszcz błękitnych piór, które spadając zmieniają się w mgłę i ta mgła jeszcze długo potem plącze warkocze dziewczynkom idącym do szkoły.<br />
Wszystkie dziewczynki noszą warkocze. Wszystkie, bez wyjątku. Do dziesiątego roku życia dziewczynkom nie obcina się włosów. Żadnej. Ostatniej nocy wiosny na placu przed sądem odbywa się oficjalne mierzenie wszystkich warkoczy. Burmistrz przykłada żółtą wstążkę do czubka nosa i ponad głową, poprzez czoło przeciąga ją aż do końca warkocza. Zwyciężczyni otrzymuje złote nożyczki. Tymi nożyczkami podczas nocy poślubnej mąż będzie mógł wyciąć jej serce. Jeśli serce po wycięciu uderzy jeszcze trzydzieści trzy razy będą żyli długo i szczęśliwie. Jeśli mniej - tylko długo.<br />
W mieście rzadko pada deszcz - ostatnio rok po wojnie - jakby chciał zmyć czerwone ślady po przelanej krwi. Za to rzek przepływa aż pięć. Ta piąta, największa nie ma oficjalnej nazwy - nieoficjalnie nazywa się ją rzeką samobójców. Najwięcej ofiar topi się po maturze. Stają na najwyższym przęśle mostu i skaczą. Nikomu nie udało się przeżyć. Najczęstszą przyczyną zgonu jest skręcenie karku.<br />
Ania zamyka swój sklep. Przekręca klucz w olbrzymiej miedzianej kłódce i rozpływa się w ciemności. Ona, nie kłódka.<br />
szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-90314502100315090072013-01-01T03:44:00.000-08:002013-01-01T03:45:28.649-08:00nazajutrz 2013<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-VqSovcsDGLA/UOLENe2Xb7I/AAAAAAAAECA/upaapRufpkg/s1600/DSC06623.JPG" imageanchor="1" style="clear:left; float:left;margin-right:1em; margin-bottom:1em"><img border="0" height="320" width="214" src="http://1.bp.blogspot.com/-VqSovcsDGLA/UOLENe2Xb7I/AAAAAAAAECA/upaapRufpkg/s320/DSC06623.JPG" /></a></div><br />
<br />
świat wyglądał bardzo podobnie do tego z przed roku<br />
słońce wzeszło tak samo jasno<br />
zelżał mróz<br />
i tradycyjnie nie było śniegu<br />
na chodnikach było mniej konfetti za to więcej osmalonych śladów po butelkach, z których noworocznie podchmieleni karnawałowicze puszczali najtańsze fajerwerki kupione w Biedronce<br />
powietrze było czyste<br />
psy sikały rześko zostawiając strach noworocznej nocy na zmarzniętej trawie<br />
w tramwajach panowała niezręczna cisza i nikt za bardzo nie przejmował się trzynastką na końcu daty<br />
głodne gołębie i wrony wróciły nad śmietniki<br />
staruszki szły do kościołów prosić Boga o lepszy rok a staruszkowie szli do Żabki prosić o tańsze wino<br />
dzieciaki ciągle chciały puszczać sztuczne ognie a skacowani rodzice żałowali niezałożonych prezerwatyw<br />
rzadko przejeżdżały radiowozy i tylko nieliczni zwracali w bramach<br />
ogólnie można by uznać dzień za udany gdyby nie...<br />
ale może lepiej nie zapeszać i mieć nadzieję że właśnie ten Nowy 2013 będzie naprawdę lepszy od zeszłych i wreszcie nam wszystkim żyjącym między dwiema rzekami morzem i górami się poszczęści, przestaniemy narzekać i poczujemy się niewiarygodnie szczęśliwi - tak po prostu, bez żadnego martyrologicznego powoduszeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-91123964279305184732012-12-30T15:01:00.000-08:002012-12-30T15:01:10.089-08:00Niedziela - podsumowanie<iframe width="420" height="315" src="http://www.youtube.com/embed/DnGdoEa1tPg" frameborder="0" allowfullscreen></iframe><br />
<br />
<br />
<br />
Ostatnio maniakalnie katuję utwory pana Malakiana i spółki. Zakładam słuchawki na uszy, na to dres i biegam po lesie jak najwęższymi ścieżkami. Aura sprzyja, śnieg nie pada, mróz przeszkadza tylko przez pierwsze piętnaście minut więc od tygodnia depczę zmarznięte liście w rytmie "ormiańskiej" muzyki.("Ormianie mają inną miarę czasu niż my[...] W 1915 roku zaczęła się w Turcji rzeź Ormian. Do czasów Hitlera była to największa rzeź w dziejach świata, zginęło w niej półtora miliona Ormian."<br />
Przyszedł więc czas na delikatne podsumowanie więc do dzieła:<br />
<br />
- wspiąłem się na zamek w Golubiu-Dobrzyniu<br />
- w zacnej kompanii obaliłem dwa browce pod czujnym okiem Matki Boskiej Nieustającej Pomocy na krzyżówce w Handlowym Młynie<br />
- spotkałem kościelnych dwóch - pierwszy od św.Jakuba Starszego lekko powłóczył nogą, drugi od św. Władysława chodził już o kuli. Obaj cisi, "pokornego serca" tak samo głęboko zaciągali się tanimi papierosami i równie serdecznie zapraszali do wnętrz swych świątyń. Pierwszy z nabożną czcią czyścił monstrancje, drugi pieczołowicie składał ornaty i wieszał je do szafy. Obaj starzy, zgarbieni lecz szczęśliwi i ufni w boskie "tak ma być"<br />
- zobaczyłem na własne oczy zahibernowanego nietoperza w podziemnych korytarzach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnień<br />
- przejechałem trzysta kilometrów by w pustej katedrze nad wyschniętą rzeką na próżno nasłuchiwać szeptu pan Boga, wstąpiłem (po drodze mi było)tam po otuchę lecz nic nie zmąciło ciszy panującej między równo ułożonymi cegłami<br />
- przejechałem "przejezdnym" odcinkiem autostrady A2 z alpinistą czyszczącym szyby w kopule wieńczącej pałac prezydencki<br />
- nauczyłem się grać "Schody do nieba" dzięki pijanemu akustykowi, który ma duszę artysty, pije dużo piwa, nosi okulary i żyje ze skręcania klamek i zamków<br />
- na pseudoliterackim wieczorku w pseudoliterackiej knajpie w Człuchowie popełniłem pseudoliteracką herezję tej oto treści:<br />
"Muszlo morska soli pełna piach z tobą pobmywanaś ty między przypływami i pobmywany owoc istnienia twego perła<br />
Morska muszlo matko z morza płyń za nami rozbitkami teraz i w ławicy śmierci naszej <br />
amen" ... w nagrodę dostałem piwo gratis<br />
- na pastwisku w Kurozwękach zobaczyłem i prawie dotknąłem jaka - to prawie tak jakbym był w Himalajach<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
nie jestem z tego powodu szczęśliwszy ale jedno wiem na pewno , pierwszego stycznia rano wyjdę z aparatem na ulicę i zrobię dokładnie takie samo zdjęcie jak przed rokiem<br />
<br />
(cytaty dotyczące narodu ormianskiego pochodzą z "Imperium" Ryszrada Kapuścińskiego)szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-74015092354754423612012-05-20T07:42:00.006-07:002012-05-24T12:51:35.406-07:00GIEWONT 02:41:48,02<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCmXUA9dIAmSBkciKxpODYR-E2cDn7fVoRWzHTbUhsKgC1WlHyaWzQ1uMuqx9W0EsERf47MNXWdJ0AlmNLQ1YzBSVap2iD8wR4odHUzAKwRjnXh7oB1EotZd-UMz6Lk8Ls-QcY_rjOCdsY/s1600/DSC02108.JPG"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 320px; height: 214px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCmXUA9dIAmSBkciKxpODYR-E2cDn7fVoRWzHTbUhsKgC1WlHyaWzQ1uMuqx9W0EsERf47MNXWdJ0AlmNLQ1YzBSVap2iD8wR4odHUzAKwRjnXh7oB1EotZd-UMz6Lk8Ls-QcY_rjOCdsY/s320/DSC02108.JPG" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5744626536492478866" /></a><br /><br /><br /><br /><br /><br /><br /><br /><br /><br /><br /><br />Moja noga po sześcioletniej przerwie znów stanęła na Śpiącym Rycerzu - decyzja zapadła spontanicznie i bez zbytecznego namysłu - wystarczył rzut oka w przewodnik Wyki, szybka kalkulacja czasów przejść i plan sam się skrystalizował - jeśli wyjdę do piętnastej wrócę około dwudziestej pierwszej i już czułem to miłe mrowienie w krzyżu a w głowie dojrzewał plan trasy. W hotelowym pokoju szybkie pakowanie (kompas i gwizdek nieodzowne) i gotowy stanąłem na balkonie patrząc w niebo, które było mgliste i niezbyt zachęcające. W powietrzu czuć było bardziej zachętę niż dezaprobatę więc szybko zrobiłem kawę i z namaszczeniem zapaliłem ostatniego papierosa (ten ostatni zawsze smakuje najlepiej choćby był to setny ostatni). Zarzuciłem plecak, włączyłem stoper i ruszyłem. Postanowiłem nadrobić ile się da na płaskich odcinkach by po wejściu w górę nieco zelżyć tempo (o zawodności tej metody miałem się wkrótce boleśnie przekonać - jej skutki do teraz oglądam na swoich palcach u nóg) i szybkim krokiem ruszyłem Ścieżką pod Reglami. Szybko doszedłem do wylotu doliny Strążyskiej i tu pierwsza niespodzianka - szlak na Giewont przez przełęcz na Grzybowcu był zamknięty "ja nie mogę tego mówić ale ludzie przechodzą" - powiedział ściszonym głosem kasjer w okienku więc w nerwach że nie wszystko układa się po mojej myśli ruszyłem szybko w górę. Na polanie Strążyskiej, skąd widać już Giewont (tym razem we mgle)skręciłem na czerwony szlak i tempo marszu z każdym krokiem zaczęło spadać. Chciałem być za sprytny. Do tego wyszło słońce i zrobiło się wilgotno i parno. Nie pozostawało mi nic innego jak "dostosować prędkość podróży do warunków panujących na szlaku" i swoim normalnym tempem podchodzić i podchodzić i podchodzić ponieważ szlak czerwony niemal aż pod sam Giewont pnie się dość stromymi podejściami gdzie nie ma zbyt wielu płaskich odcinków na oddech i ulgę dla zbolałych mięśni. Szedłem więc dostając coraz częściej zadyszki, przystając dla złapania oddechu, potem starałem się nie forsować tempa i złapać równy choć wolny rytm. To też nie zdawało egzaminu. W końcu zaczęło mi się kręcić w głowie - lekkie zawroty ale nigdy dotąd czegoś takiego nie miałem - kolejne postoje były poświęcone złapaniu koncentracji i jako takiego pionu bo już zaczynałem się chwiać.<br /> Na przełęczy w Grzybowcu siadłem na kamieniu i zacząłem uważniej wsłuchiwać się w swój organizm. Eskapada była wariacka, bez żadnej aklimatycacji, bez żadnej przebieżki pod halach tylko od razu w górę, ciśnienie na wysokości zaczęło robić swoje, w głowie szumiało, oddech się spłycał, do tego nerwy, że nie zdążę wrócić przed zmrokiem i mimo, że naprawdę rozważałem zejście faktycznie oszukiwałem samego siebie. Chciałem i czułem, że mogę dojść na szczy,t pewnie trochę wolniej, dłużej ale podskórnie byłem pewien, że uda mi się. Pełen obaw ale i nadziei szedłem ostrożnie dalej, krok za krokiem racjonalnie gospodarując siłami, szedłem czujnie jak świeżo upieczony emeryt na swój pierwszy spacer po zawale serca. Słuchałem oddechu, słuchałem szumu w uszach, łapałem ostrość na poszczególnych kamieniach i systematycznie nabierałem wysokości. Wtedy na szlaku pojawiły się pierwsze płaty śniegu. Poczułem lekkie mrowienie w żąłądku - zaczyna się robić coraz niebezpieczniej. Śnieg był lekko zmrożony z wyraźnie wydeptaną ścieżką ale z góry zaczęły napływać chmury, wiatr powiewał złowieszczo, widoczność zaczęła się pogarszać i ogólna atmosfera wokół "wyraźnie siadła". Konsekwentnie ignorowałem wszystkie niepokojące sygnały i uparcie szedłem naprzód. Śnieg to pojawiał się to znikał, panorama ograniczała się do jakichś 50 metrów na szczęście ścieżka była wyraźna więc szedłem z coraz bardziej naprężonymi nerwami. Kiepsko się tak idzie, nie ma człowiek czasu by rozejrzeć się wokół, popatrzeć na szczyty, rozkoszować się samotnościa i ciszą ( taka cisza w bezwietrznej mgle dotyka cię niemal cieleśnie wolno przetaczając się wokół jakbyś był otoczony białymi kurtynami, jakby przyroda igrała z twoim strachem urządzając sobie spektakl twoim kosztem bawiąc się w upiorne "akuku") Szedłem przytulony do ścian Siodłowej Turni pnąc się po kamieniach na przełęcz Kondracką mając nadzieję że za chwilę zobaczę choć zarys szczytu ale wciąż widziałem tylko mgłę i chmury. Starałem się po prostu iść i gdy wreszcie osiągnłem przełęcz (z pokaźnym płaszczykiem śniegu)i wciąż nie widziałem choćby śrubki na krzyżu nie było mi do śmiechu. Z jednej strony byłem zmęczony i lekko zdegustowany ale z drugiej wiedziałem że jeszcze tylko łańcuchy i będę zaraz pod krzyżem - to zaraz trwało dobre pół godziny. Na szlaku śnieg mieszał się z osypujacymi kamieniami, nogi miałem jak z waty bardziej z nerwów niż ze zmęczenia, w głowie mi szumiało lecz gdy wreszcie zobaczyłem żelazne szare pręty wszystko odpuściło. Świat też nagle pojaśniał. Zza chmur wyszło słońce (co za kicz) rzuciłem plecak i zabrałem się do pstrykania zdjęć. Chmury przelewały się nade mną, pode mną wokół mnie odsłaniając i zasłaniając słońce i na koniec urządziły mi piękny spektakl z efektem Brockenu z krzyżem w roli głównej.<br />("Wśród taterników istnieje przesąd, mówiący, że człowiek, który zobaczył widmo Brockenu, umrze w górach. Wymyślił go w 1925 roku i spopularyzował Jan Alfred Szczepański. Ujrzenie zjawiska po raz trzeci "odczynia urok", co więcej – szczęśliwiec może się czuć w górach bezpieczny po wsze czasy".- podaje Wikipedia)<br />Wreszcie mogłem spokojnie usiąść i zjeść prince polo popijając herbatą z termosu. Sam na wielkiej górze, dłubiąc butem w nosie Śpiącego Rycerza.<br /> Wróciłem żółtym szlakiem przez Dolinę Małej Łąki. Po drodze minąłem ciemnogranatowego ślimaka i wcale mu się nie śpieszyło. Do hotelu wróciłem po zmroku i zdążyłem nawet kupić piwo przed zamknięciem sklepu. Piwo rozpiłem na balkonie i zanim poszedłem spać porządnie rozmasowałem nogi.szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1652458202828910084.post-67575942588079311992012-05-13T04:56:00.008-07:002021-02-15T23:05:41.036-08:00ZAWRAT 5:28:44,97<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRDVtS5KBUqy_zhZJtRedQgZhD87VWZ51uyK19xN31jzYtioqG8JcJKl6nu-S6PHm6x0s8t_44sblYzkPsZSejogD5dtz4MhPVBALzn0oD9yEPNkbc_5meg243I53T0DYSPXDv21eRGb0n/s1600/DSC02197.JPG"><img alt="" border="0" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5744241339566888466" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRDVtS5KBUqy_zhZJtRedQgZhD87VWZ51uyK19xN31jzYtioqG8JcJKl6nu-S6PHm6x0s8t_44sblYzkPsZSejogD5dtz4MhPVBALzn0oD9yEPNkbc_5meg243I53T0DYSPXDv21eRGb0n/s320/DSC02197.JPG" style="cursor: pointer; float: left; height: 320px; margin: 0px 10px 10px 0px; width: 214px;" /></a>
Poszedłem, zdobyłem, wróciłem. Spalić twarz na Zawracie - bezcenne. Nie przez słońce lecz przez śnieg. Ostatnie podejście tuż za Zmarzłym Stawem pokonałem w większości na czworakach, twarzą w twarz ze śniegiem, otulony białą pierzynką zimna podczas gdy w plecy wściekle prażyło słońce z bezchmurnego nieba a po karku spływającym potem hulał wiatr. Jeszcze nigdy nie podchodziło mi się tak niewygodnie, tak ciężko, tak mozolnie. Szedłem po śladach zostawionych na śniegu - nie miałem oczywiście ani raków ani kijków.
(dlaczego? dlaczego ? bo wcale nie miałem w planach takich długich eskapad, myślałem dojdę sobie do Stawu Gąsienicowego, posiedzę, wypije piwko w Murowańcu i wrócę przez Rusinowa Polanę do Zakopanego ale w miarę podchodzenia rósł mój apetyt, pogoda dopisywała, palce za bardzo nie przeszkadzały więc lazłem coraz wyżej, mimo śniegu mimo coraz większej stromizny, no i nie byłem sam i to dodawało mi otuchy)
Podejście z każdym krokiem stawało się coraz bardziej strome i rosło jak nasz dług publiczny. Więc szedłem od punktu do punktu - byle do tych dwóch kamieni, byle do tego dołka w śniegu, jeszcze dwa kroki, jeszcze jeden, jednak wszystkie kombinacje brały w łeb, co chwila musiałem przystawać i czekać na wyrównanie oddechu - to była namiastka walki z górą;samotny człowiek wobec bezwzględnej siły natury. Przede mną szło dwóch ludzi i teraz już rozumiałem dlaczego widziałem ich częściej stojących niż idących.
Pełzłem jak Syzyf z kamieniem i wydawało mi się już nigdy nie dojdę do tego niebiańskiego prześwitu gwarantującego odpoczynek Podpierałem się rękami i tak przyduszony do ziemi w wielkiej pokorze jak pokutnik idący do Ziemi Świętej szedłem z modlitwą i przekleństwem na ustach. Przełęcz się zbliżała, nie było wątpliwości ale bardzo wolno jakby celebrowała i przedłużała ostateczny moment wstąpienia. Gdy wreszcie skończył się śnieg zaczęły się skały i sypkie kamienie i znów trzeba było uważać i iść pochylonym, chwytać ostre krawędzie przemokniętymi rękawiczkami (zimą nie da się wejść na Zawrat wytyczonym szlakiem ponieważ jest przysypany i można zapomnieć o łańcuchach, idzie się tzw Starym Zawratem czyli dnem Zawratowego Żlebu). Aż w końcu wszedłem, zawiał wiatr znad doliny pięciu stawów, zawyły z radości zmęczone mięśnie, zaszkliły się rozpromienione oczy. Znów się udało.
Tracę coś ważnego, tracę cierpliwość tracę jasność spojrzenia rzucam się na coś bez świadomości konsekwencji. Czasem pobieżnie skalkuluję koszta ale w ostatecznym rozrachunku cena jest o wiele wyższa. Tym razem się udało. Nie spadłem, nie zjechałem na tyłku w dół ośnieżonym wzgórzem a w nagrodę zjadłem pyszną szarlotkę w pustej niemal Piątce.
Ogólny bilans dodatni - naładowane akumulatory, więcej krajobrazów w przechowalni pamięci, wejście wiosenne nowym wariantem zrobione i teraz gdy pisze te słowa skóra z twarzy już mi całkiem zeszła i nie jestem już czerwonoskórym pozorantem dla psów.
Było fajnie, było wariacko, nieodpowiedzialnie i głupio - szczególnie podczas zbiegania w dół Doliny Pięciu Stawów po nietkniętym stopą lekko zmrożonym śniegu. Poza jakimikolwiek ścieżkami, poza jakimkolwiek poczuciem przyzwoitości, poza jakimikolwiek względami bezpieczeństwa - mała ciemna kropka tocząca się w dół ośnieżonym zboczem. Nikt mnie nie widział, nikt mnie nie krytykował i nikt by mi nie pomógł gdybym wpadł głębiej niż przypuszczam. Słońce, śnieg, pustka,pot i pierwotna radość , czysta jak krajobraz rozciągający się wokół.szeptakhttp://www.blogger.com/profile/01316427311447088496noreply@blogger.com0