Nie udało się latem, udało się jesienią osoloną śniegiem. W nocy na Kasprowym było minus dziesięć stopni. Stopnie do stacji były mokre od śniegu i potu robotników ściągających gruz.Czas pobytu na szczycie czterdzieści pięć minut.Ostatni tydzień października. W wagoniku kolejki tylko ja i dwóch pracowników. Za oknem powalone pnie drzew, śnieg, grzebienie szczytów.
"Wczoraj Toprowcy znaleźli padlinę niedźwiedzia, chyba Siwej. Jeszcze tydzień temu chodziła, można ją było zobaczyć. Ktoś ją przykrył darnią i gałęziami i zostawił, pewnie kłusownik. Małe poszły na słowacką stronę..."
Właściwie byłem tam tylko czterdzieści pięć minut - krótka lekcja gór na tyle krótka by nie zdecydować się iść na Giewont i schodzić przez Strążyską ani przez Gąsienicową ,po której przedefilowało sześć kozic przecinając szlak pnąc się w kierunku Świnicy. A ja cóż bez raków, kijków, z termosem pełnym herbaty i sercem pełnym wątpliwości - śnieg, wiatr, mgła, ślizgawica, miśki w domyśle i ciemności za godzinę...
Od kilku tygodni nie mogę spisać nic sensownego, same jakiś wycinki, fragmenty... a tu np. minęło tysiąc pięćsetne notowanie Listy Przebojów Programu Trzeciego - tyle wspomnień, nieprzespanych nocy i uczucie zawodu gdy z głośników wybrzmiewało pamiętne "Hello, hello, hello"...
2 komentarze:
Kurcze, poszedłbym z toba tam na te góry....mnie też ciągnie, ale ja tylko kiedyś je widziałem i moge czytać, fajna wyprawa
nie bardzo rozumiem...
ale fajnie że się objawiłeś
wyprawa była krótka... za krótka jak dla mnie, nawet się nie spociłem ale jak zawsze jeśli chodzi o góry było warto
(więcej fotek w albumach)
pozdrawiam
Prześlij komentarz