Moje zdjęcie
Ma rude włosy, zielone oczy i piegi. Jego matka zmarła gdy miał 35 lat. Ojca nie poznał nigdy. Urodził się późno w nocy w szpitalu z czerwonej cegły. Gdy widzi przestraszoną twarz Franza Kafki ogarnia go smutek. Chciałby wieść spokojne i harmonijne życie a ludziom, których spotka dawać tylko radość, szczęście i dobro. Zawsze, gdy to tylko możliwe, siada nocą na brzegu jeziora i patrzy w okna domu gdzie po raz pierwszy pocałował ukochaną.Ceni szczerość i odwagę. Ma już więcej lat niż Chrystus więc świata nie zbawi...

czwartek, 12 stycznia 2012

Opowiadanie na dobranoc (100)

Julio Cortazar

C I Ą G Ł O Ś Ć P A R K Ó W

Zaczął czytać tę książkę parę dni przedtem. Przerwał z powodu pilnych spraw i otworzył znowu, wracając pociągiem na wieś; z wolna wciągał się w wątek, w rysunek postaci. Tegoż popołudnia, po napisaniu listu do pełnomocnika i przedyskutowaniu z rządcą kwestii dzierżaw, wrócił do niej w ciszy swojego gabinetu, wychodzącego na dębowy park. Zagłębiony w ulubionym fotelu, plecami do drzwi, żeby mu nie przeszkodziło ewentualne pojawienie się jakiegoś intruza, lewą ręka raz i drugi gładząc zielony aksamit, zabierał się do ostatnich rozdziałów. Jego pamięć bez wysiłku zatrzymywała imiona i obrazy bohaterów, atmosfera powieści ogarniała go prawie od razu. Niemal perwersyjnie rozkoszował się świadomością, iż każda linia odrywa go od tego, co go otacza, że głowa jego wygodnie spoczywa na aksamicie oparcia, że papierosy leżą w zasięgu ręki, że za oknami tańczy powietrze popołudnia pod dębami. Pochłonięty ponurym dylematem bohaterów, śledząc słowo po słowie konkretyzujące się, nabierające kolorów obrazy, był świadkiem ostatniego spotkania w góralskiej chacie. Pierwsza, nieufnie się rozgladając, weszła kobieta, teraz nadchodził kochanek, twarz miał zranioną od uderzenia gałęzi. Czule tamowała mu krew pocałunkami, ale oganiał się od jej pieszczot; nie po to tu przyszli, aby powtarzać ceremoniał namiętności, skrywanych pod osłoną zeschłych liści i odludnych ścieżek. Sztylet grzał się na jego piersiach, w których pulsując czaiła się wolność. Zdyszany dialog biegł przez stronnice niby strumień węży i czuło się, że wszystko zdecydowane jest od dawna. Nawet te pieszczoty, które związywały ciało kochanka, jakby chciały odwieść go, powstrzymać, rysowały ohydnie kształt tamtego ciała, które należało zniszczyć. Nic nie zostało zapomniane: przejścia na skróty, przypadki, ewentualne omyłki. Począwszy od tej chwili każda sekunda miała swoje zadanie, swój dokładnie wyznaczony plan. Wspólne bezlitosne powtarzanie go przerywano na sekundę, by ręka mogła pogłaskać policzek. Zapadł zmrok.
Nie oglądając się już na siebie, ściśle związani zadaniem, które ich oczekiwało, rozstali się znowu na progu chaty. Ona miała iść ścieżką wiodącą na północ. Z przeciwległej ścieżki on na chwile zawrócił, by spojrzeć na nią, biegnącą z włosami w nieładzie. Po czym i on pobiegł, kryjąc się za drzewa, za krzaki, aż do chwili, gdy w fiołkowym świetle zmroku dojrzał topolową aleję wiodącą ku domowi.Psy miały nie szczekać i nie szczekały. Rządcy miało nie być i nie było. Wbiegł po trzech stopniach, które prowadziły do sieni, i wszedł do domu. Poprzez uderzenia krwi tętniące mu w uszach, słyszał słowa kobiety: najpierw pokój błękitny, potem galeria, potem wyłożone dywanem schody. Na górze dwoje drzwi, w pierwszym pokoju nikogo, w drugim nikogo, potem drzwi do salonu - a wtedy sztylet w rękę, światło wielkich okien, wysokie oparcie fotela wybitego zielonym aksamitem, głowa człowieka czytającego w fotelu książkę.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Powiem tak: opowiadanie jest pełne napięcia (czy jesteś pewien, że na dobranoc?):)
Podoba mi się szczególnie fragment jednego zdania... "Czule tamowała mu krew pocałunkami(...)"
To takie... nie wiem...

Pozdrawiam!
Ala

szeptak pisze...

:-) konstrukcja tego opowiadania jest niesamowita - takie literackie 3D
pozdrawiam

Zbyszek Kwiatkowski pisze...

To jedno z moich ulubionych opowiadań Cortazara, prawie poezja, chociaż rzeczywiście chyba nie na dobranoc. W ogóle bardziej lubię jego opowiadania niż powieści. Pozdrawiam.