Na cmentarzu żydowskim w Biłgoraju wszystkie macewy leżą w ziemi, na ziemi, pod ziemią. Kilka postawiono, kilka wmurowano, resztę ułożono na trawie niczym sekrety małych dziewczynek. Trawa z wolna rozrywa dłonie, wrasta w grzywę lwa, gasi płomienie świec, dokarmia jelonka. TEREN otoczono metalowym szkieletem parkanu, bramę obwiązano łańcuchem i powieszono kłódkę. I nie ma śladu Pana Boga - zbawia na innych cmentarzach. A tu hula wiatr roznosząc reklamówki z pobliskiego Tesco, gwiżdże w rozbitych szkłach butelek, potrąca zdeptane niedopałki papierosów.
Dwieście metrów dalej mieszka strażnik. On jeden ma klucz do bram cmentarza. Ma klucz, ma władzę ale w oczach tylko pustka i smutek. Po podwórku biega jego wierny pies - Rudy. Pies nie gryzie i nie ma pustki w oczach. Ma nadzieję i ufność, że każdego dnia jego pan da mu miskę pełną mięsa i pogłaszcze choć raz. I nie strzeli w tył głowy… nie wpędzi do komory z gazem… nie spali żywcem w stodole…
2 komentarze:
Radosnego 2012!
wzajemnie...
Prześlij komentarz