Moje zdjęcie
Ma rude włosy, zielone oczy i piegi. Jego matka zmarła gdy miał 35 lat. Ojca nie poznał nigdy. Urodził się późno w nocy w szpitalu z czerwonej cegły. Gdy widzi przestraszoną twarz Franza Kafki ogarnia go smutek. Chciałby wieść spokojne i harmonijne życie a ludziom, których spotka dawać tylko radość, szczęście i dobro. Zawsze, gdy to tylko możliwe, siada nocą na brzegu jeziora i patrzy w okna domu gdzie po raz pierwszy pocałował ukochaną.Ceni szczerość i odwagę. Ma już więcej lat niż Chrystus więc świata nie zbawi...

niedziela, 16 października 2011

jasłowstąpienie














Gdy wchodzisz do brudnego pokoju po siedmiogodzinnej jeździe ściągającym w lewo autem musisz bardzo mocno zacisnąć oczy - i nie przejmuj się jeśli od razu nie poczujesz ulgi a małe iskierki rozbłysną czerwienią, poczekaj aż pająk zdąży prześliznąć się w cień a Pan Bóg nadal będzie milczał - dopiero wtedy przypierdol w noc - ale słowa wulgarne nie są w stanie pokrzepić natury twego ducha uwięzionego w brudnej pościeli pod którą za chwilę zmarzną ci stopy więc stajesz i sięgasz po niedopite w podróży piwo, wzrokiem sięgasz aż po horyzont i spijasz krople krwi spływające z chmur zamiast deszczu. Jeśli to nie pomaga, ubierasz się ciepło i wychodzisz. Mijasz dziurawą siatkę, boisko i idziesz do końca bulwarem by skręcić za róg kamienicy, obskurnej oczywiście, i schodzisz. Prowadzą cię schody, prowadzą cię w dół, prowadzą ożywioną dyskusję, prowadzą strużkę śliny, strużkę szczyny, strużkę wydmuszkę poręczuszkę, dochodzisz do drzwi, dobijasz się, obijasz się, przebijasz się, wchodzisz i widzisz ją - przyczynę wszystkiego złego - siedzi samotnie nad gałką oczną i grzebie paznokciem w tęczówce kieliszka. Widzisz ją zgarbioną, pomarszczoną i przez moment masz ochotę się przysiąść ale wyniośle mijasz ją i idziesz do kontuaru a tam tylko Tyskie i Żubr więc odwracasz się na pięcie i znów schody, bulwar, boisko i rzucasz się na łóżko okrywając zmęczone ciało dwiema kołdrami i nagle ... ogarnia cię zniechęcenie - siadasz a lekarz, który już zdążył umyć ręce ale nie zdążył zejść z obrazu mówi ciepłym głosem - "Przecież może pan jeszcze przeżyć pięknie swoje życie". "Jakie kurwa pięknie!!!" rzucasz mu w twarz (pamiętaj żeby mierzyć tuż poniżej nasady nosa). "Mam w dupie nasadę nosa" - myślisz w duchu, a głośno dodajesz, że już masz dość takiego życia, że wreszcie chciałbyś odnaleźć sens i powód, że chcesz przestać szukać, przestać się szwędać bez celu, że chcesz już znaleźć, że jesteś stary, że czujesz się stary, że nie możesz rzuć tego wszystkiego, że nie możesz rzucić tego wszystkiego i tych papierosów, kochanek, kochanków, krówek, kawy, ciągłego sikania pod wiatr, samotności w wilgotnej pościeli, niepewności, deszczu i niewypranych skarpetek więc rzucasz w niego zmiętą koszulą, spodniami i swetrem i zasypiasz...po godzinie, może dwóch...
Budzisz się, wstajesz i wleczesz się do miasta... ale co to za miasto, nędzny pagórek obsadzony blokami, ulice nie krzyżują się nawet pod kątem prostym, co też cię drażni ale idziesz bo tego nauczyło cię życie - należy iść mimo wszystko, mimo strachu, niechęci, zmęczenia i dochodzisz do kościoła, ale kościół jest nowy, co za niefart, w nowym kościele nie ma jeszcze Boga. Księżom się wydaje że wystarczy pozlepiać kilkaset cegłówek i już jest kościół, gówno, nie ma bo z kościołem jest jak z bocianim gniazdem. Najpierw wspinasz się na słup, układasz oponę potem gałęzie, mościsz słomę i czekasz, czekasz rok, czekasz drugi, mijają kolejne wiosny, kolejne bociany fruną przez wieś ale gniazdo jest nadal puste, mija kolejna wiosna i pewnego słonecznego dnia gdy wracasz z wieczornego dojenia krów wreszcie słyszysz upragniony, wyczekiwany klekot. Tak samo Pan Bóg, zjawia się nagle ale wpierw musi oswoić miejsce, przyjrzeć się ludziom, posłuchać ich modlitw, przebaczyć im grzechy i wreszcie, kiedy już pozna ich dusze, zamieszkać w przygotowanym tabernakulum. Są kościoły, do których nie wprowadza się nigdy.
Nad potrójnymi, dwuskrzydłowymi, drewnianymi drzwiami wmurowano aż sześciu świętych, w tym dwie kobiety: błogosławiona Salomea i św. Kunegunda, św.Franciszek, św. Maksymilian Maria Kolbe, bł. Jakub Strepa, św. Bonawentura (sprawdzić różnicę między świętym a błogosławionym). Nie wiesz - pilnują czy zapraszają - mimo wszystko wchodzisz (ścisz lub wyłącz komórkę) i już jest nieźle bo woda święcona święci się w nieoszlifowanej rynnie z surowego żelaza. Moczysz opuszki palców, czynisz znak krzyża i wchodzisz. Wchodzisz w mgłę żółtego światła bijącego znad ołtarza. Światło, przefiltrowane przez smukłe witraże, przewierca ci duszę i stajesz w miejscu obezwładniony boskim majestatem. Cicho stąpasz po posadzce i ruszasz niepewnie lewą nawą. Twój wzrok pada na drogę krzyżową, takiej jeszcze nie widziałeś. Nie widziałeś takiego Chrystusa, który pada na przejście dla pieszych a przechodnie idą dalej, pomimo niego, pomimo wszystko, ty też idziesz dalej i widzisz na każdym kolejnym obrazie mnicha w czarnym kapturze i nie wiesz czy to przyjaciel czy wróg - jest tajemniczy i zwodniczy, modli się ?, współczuje ? Powietrze szeleści kaszlem staruszek, mijasz konfesjonały rzędem oskrzydlające obie nawy. Ich kształt i kubatura przywodzą na myśl przedsionek piekła, właściwie nie przedsionek a windę, którą bohater jakiegoś kryminalnego filmu zjeżdżał na wieczne potępienie. Mieszają ci się obrazy, mieszają odczucia, ale idziesz dalej, fotografujesz, patrzysz i widzisz kolejnego Chrystusa zawieszonego na ścianie i jakby na pocieszenie okrytego białą smugą reflektora, wasze oczy spotykają się, jego wzrok jest martwy, drewniany a twój? co widzisz ? potrafisz odpowiedzieć sobie na to pytanie ? potrafisz zrozumieć co ten człowiek przybity do krzyża zrobił dla ciebie? Może tak jak ty włóczył się po kościołach, synagogach, rynkach i miasteczkach by wreszcie, po latach, odnaleźć sens i cel swojego życia ? Dlaczego jesteś niepewny?
Na środku kościoła ustawiono katafalk. Stawiasz na nim aparat i fotografujesz witraże. Matryca aparatu cicho chrzęści jakby mieliła miniaturowe chrząszcze. Masz poczucie że wszystko wokół zaraz się rozpadnie, rozpryśnie jak małe szkiełka witraży a jednocześnie fascynuje cię kolor cierpienia malującego się na twarzy krzyżowanego Chrystusa. Naciskasz spust migawki i zamykasz Chrystusika w swoim czarnym pudełeczku, od teraz masz go tylko dla siebie. Będziesz patrzył na niego w nocy i z niewytłumaczalnym zachwytem analizował wyraz jego twarzy, podziwiał zestawienie ciepłych kolorów i cieknącej krwi, przyglądał się bacznie jak wycieka z niego życie. Będziesz się wstydził. Będziesz żałował i bezrozumnym wzrokiem szukał współczucia i pociechy u bliźnich. Być może ktoś zaprosi cię do domu, zaparzy herbaty, ukroi ciasta i zapłacze nad twoim losem.
Gdy wrócisz do pokoju usiądziesz w kącie. Oprzesz plecy o ścianę a usta o brzeg puszki i pociągniesz długi łyk. Zapalisz faję i zastygniesz na kilka długich godzin patrząc w okno. Lub w sufit.
Wstaniesz gdy zacznie świtać...

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jeżeli jest tak jak jest, nie pozwalaj by ciemność dotknęła najgłębszej tkanki Twego serca - nie pozwól na to. Zło i wszystko o czym piszesz będzie na zewnątrz, ale nie będzie w Tobie. Będzie na zewnątrz Ciebie...
Pozdrawiam, żałuję, że już do mnie nie piszesz, Ala.

iinnaa pisze...

Wiara nie zaczyna się od trąb aniołów, ona tym się kończy. Zaczyna sie od wytężonej pracy i uwagi człowieka (;

szeptak pisze...

z tą myślą zasnę dziś błogo pod niebem gwiaździstym nad sobą

iinnaa pisze...

Niebo gwiaździste nade mną, a prawo moralne we mnie (:

szeptak pisze...

co się rozumie arcysamo przez się

brakciszy pisze...

myslalam na poczatku, ze zbyt dlugi ten tekst, a na koncu chcialam jeszcze - pieknie to napisales ...

szeptak pisze...

piękne jest to, że napisałaś, że podniosłaś a potem cicho zniknęłaś