Poszedłem na działkę, wygrabiłem wszystkie liście, skosiłem trawę, zagęściłem żywopłot gałązkami forsycji, naprawiłem płotek przy kompostowniku, wypiłem kawę, wziąłem głęboki wdech i zamknąłem oczy...
cisza a w niej kobiecy głos metalicznie nawołujący do nawrócenia
silniki samolotu
krople wody spadające na liście
liście spadające na piasek
piasek szeleszczący pod łapami psa
pies szturchający moje dłonie
moje dłonie dotykające zielonej podszewki traw...
ten dzień nie był bezwarunkową kapitulacją...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz