Moje zdjęcie
Ma rude włosy, zielone oczy i piegi. Jego matka zmarła gdy miał 35 lat. Ojca nie poznał nigdy. Urodził się późno w nocy w szpitalu z czerwonej cegły. Gdy widzi przestraszoną twarz Franza Kafki ogarnia go smutek. Chciałby wieść spokojne i harmonijne życie a ludziom, których spotka dawać tylko radość, szczęście i dobro. Zawsze, gdy to tylko możliwe, siada nocą na brzegu jeziora i patrzy w okna domu gdzie po raz pierwszy pocałował ukochaną.Ceni szczerość i odwagę. Ma już więcej lat niż Chrystus więc świata nie zbawi...

poniedziałek, 19 stycznia 2015

UKŁADANKA



W Kielcach zgubiłem notatnik i dwa "małe lisy" ale natrafiłem na zebranie koła Literatów Trzeciego Wieku i tak jakoś tam zapadłem bo i z czasem byłem do przodu i na dworze padało, do hotelu daleko a miła pani bibliotekarka tak ładnie poprosiła by tym starszym paniom i jednemu panu poczytać - "bo pan ma taki ładny głos, no taki sam jak mój siostrzeniec" więc jak można było odmówić bo oprócz prośby obiecała i kawę i kawałek ciasta i "bilet do kina się panu załatwi... no... zgodzi się pan?" Nie miałem przecież wyjścia, nie można się było nie zgodzić. "Ale co mam poczytać?" "No niech pan coś wybierze. Oni są tak bardzo samotni. Niech pan na nich popatrzy, w większości to schorowani starzy ludzie, te kilka godzin raz w tygodniu pozwala im zapomnieć o przemijaniu." Poszedłem więc między regały i wybrałem kilka książek - trochę poetów, Stachurę, Cortazara i Kubusia Puchatka. "Tylko niech pan czyta głośno bo oni trochę słabo słyszą a pan Czesław jest niewidomy" "Na czym polegają te ich spotkania?" "Oni po prostu piszą, jedni wiersze, inni opowiadania a raz do roku wydajemy mały zbiorek. Będzie im bardzo miło" Z duszą na ramieniu usiadłem na przygotowanym krzesełku pani bibliotekarka przygasiła trochę jarzeniówki i zacząłem czytać. Początkowo szło mi niesporo, zacinałem się, czasem myliłem, oni pokasływali, wiercili się na krzesłach, siorbali kawę to nie miało prawa się udać. Wstałem i zacząłem chodzić między nimi i wtedy zaczęła się właściwa deklamacja, recytacja, czytanie czy jak to zwać. Zamiast poprawnej eleganckiej i powściągliwej retoryki zacząłem z nimi rozmawiać słowami poetów - pytałem, krzyczałem, snułem opowieści, okłamywałem pięknymi słówkami, drażniłem krzykiem by wreszcie po kilku fragmentach obudzić ich i zacząć wspólne czytanie. Każdy z nich wybrał sobie jaką książkę chciał i zaczęliśmy czytać jedna po drugiej  na czuja nie dbając o jakiś ciąg przyczynowo-skutkowy, po prostu gdy, ktoś poczuł, że jego tekst pasuje do chwili lub ma jakiś związek z tym co czytała poprzedniczka po prostu walił w stół i czytał dalej. Zaczęli się przekrzykiwać jak na wiecu, to znów snuć przemowę pogrzebową by skończyć płomiennym wyznaniem miłosnym. Wiersze mieszały się z instrukcją obsługi miksera, chłop ochrzaniał księżniczkę, zachód słońca wpadł do garnuszka z miodem, miłosierdzie boże na trasie Bydgoszcz - Toruń nie ma już artykulacji księstwa najprzedniejszej marki - te prawdy referuje miękko jak orzech smutek szyi mojej żony by dumnie i biednie nauczyć się, że normalnie biedronki nie są żarłocznymi drapieżnymi chrząszczami tylko panteon hinduistycznych bóstw zdumiewa swoją różnorodnością bo tragedia, która kosztowała życie szesnastu ludzi, nie ograniczyła się do wiosek pod lodospadem Zachodniego Ramienia. Klap, skończyło się.
Usiadłem na krzesełku i spojrzałem na ich twarze. Myślę, że byli szczęśliwi. Pani bibliotekarka zaczęła klaskać potem dołączyła reszta i wspólnie odklaskaliśmy koniec wieczoru.

Brak komentarzy: