Moje zdjęcie
Ma rude włosy, zielone oczy i piegi. Jego matka zmarła gdy miał 35 lat. Ojca nie poznał nigdy. Urodził się późno w nocy w szpitalu z czerwonej cegły. Gdy widzi przestraszoną twarz Franza Kafki ogarnia go smutek. Chciałby wieść spokojne i harmonijne życie a ludziom, których spotka dawać tylko radość, szczęście i dobro. Zawsze, gdy to tylko możliwe, siada nocą na brzegu jeziora i patrzy w okna domu gdzie po raz pierwszy pocałował ukochaną.Ceni szczerość i odwagę. Ma już więcej lat niż Chrystus więc świata nie zbawi...

sobota, 11 lipca 2009

Świętokrzyskie talerze satelitarne

Najpierw długo, długo podchodziłam kamienistą drogą pod górę - w upale, pocie i pyle. Potem szłam wzdłuż zielonego szlaku, wzdłuż ciemnej ściany lasu, wzdłuż jasnej ściany domów aż spotkałam rudego kotka, którego poczęstowałam kanapką z pasztecikiem i długo, długo głaskałam aż poszedł za mną do zrujnowanego domu na stoku ,przed którym rosła zdziczała czereśnia. Kotek poszedł sobie w prawo a ja zerwałam dojrzały owoc i strasznie umazałam palce, które zaraz wytarłam o trawę, którą skubała znudzona krowa. Zmęczona położyłam się na śmiesznie pachnącym sianie i obserwowałam mrówkę a potem ptaka. Gdy mrówka spotkała pajączka i razem schowali się w plecaku zrobiłam fikołka i pobiegłam z górki goniąc motylka. Dobiegłam do drzew i ostrożnie, żeby nie ominąć żadnej kałuży, zeszłam w dół wijącą się ścieżką, która za lasem łączyła się z asfaltem. Za rączkę grzecznie doszłam do następnego zakrętu by pędem puścić się w dół i chrupać pyszne poziomki rosnące na poboczu. Za trzema kolejnymi zakrętami zobaczyłam płot a za płotem talerze. Pan ochroniarz nie mógł niestety nikogo wpuścić na teren stacji więc przez wysoką trawę, przez błocko i pokrzywy dobrnęłam do płotu gdzie zobaczyłam wielki ogromny talerz, który słuchał kosmosu.















Potem wzdłuż płotu, żeby nie wracać tą samą drogą, okrążałam stację gubiąc się między gęstymi krzakami, kłujacymi ostami i średnio gryzącymi komarami. Aż w końcu stało się jasne, że innej drogi powrotu nie ma i trzeba zejść do kanału bo dalsza walka nie ma sensu i że nikt nie oczekuje ode mnie aż takiej ofiary, więc wolna i szczęśliwa, prawie nie czując zmęczenia, szybko podciągnęłam nogawki i zstąpiłam ku wartkiemu nurtowi innego świata by moczyć się długo i szczęśliwie.
I stoję sobie prując fale gumiaczkami i patrzę jak wszystko płynie...


1 komentarz:

sat pisze...

Świetna wyprawa :-)