Moje zdjęcie
Ma rude włosy, zielone oczy i piegi. Jego matka zmarła gdy miał 35 lat. Ojca nie poznał nigdy. Urodził się późno w nocy w szpitalu z czerwonej cegły. Gdy widzi przestraszoną twarz Franza Kafki ogarnia go smutek. Chciałby wieść spokojne i harmonijne życie a ludziom, których spotka dawać tylko radość, szczęście i dobro. Zawsze, gdy to tylko możliwe, siada nocą na brzegu jeziora i patrzy w okna domu gdzie po raz pierwszy pocałował ukochaną.Ceni szczerość i odwagę. Ma już więcej lat niż Chrystus więc świata nie zbawi...

poniedziałek, 1 września 2008

Wschód słońca nad Granatami

Wyruszyłem z Betlejemki trzecia trzy - w noc ciemną, nieprzeniknioną i straszną. Niebieskim szlakiem szarych kamieni szedłem a niebo gwiazdami rozbłysłe mrugało drżąc z zimna i przerażenia. Przede mną owiane mgłą chmur i cienkim światłem półksiężyca majestatycznie czekały szczyty Orlej Perci.
Nogi zbolałe od odcisków ostrożnie stąpały po nierównym podłożu a ja głupi i naiwny Szwędacz Nizinny naraz zrozumiałem, poczułem, uświadomiłem sobie i święcie w to uwierzyłem , że tego dnia świt nigdy nie nadejdzie, słońce nie wynurzy się zza horyzontu a świat już na wieki zastygnie w aksamitnej ciemności. Wokół mnie przesuwały się w milczeniu zroszone kosodrzewiny a ja ,niczym ślepiec Breughla, nieprzerwanie parłem naprzód.
Szedłem wolno, bo tak było dobrze ,bo tak być musiało. Nogi bolały wtedy mniej, oddech był równy a złudzenie że czas płynie szybciej dodawało mi otuchy. Szedłem labiryntem ciemnych igieł patrząc od czasu do czasu w roziskrzone niebo. Mijając wzniesienia i zakręty dotarłem do Czarnego Stawu Gąsienicowego, który ze szczytów sercu jest podobny. Skręciłem w lewo i idąc kamiennym brzegiem łowiłem pojedyncze pluski i cichy trzepot skrzydeł - i nawet jeśli nadejdzie świt - pomyślałem w tej chwili desperacji - to żaden człowiek nie nadejdzie a ja umrę wisząc wysoko zaplątany między zardzewiałe łańcuchy. Ruszyłem dalej czując pod kamiennymi stopniami pulsujący potok. Po kilku minutach szlak poprowadził mnie w górę , między skalnymi blokami ,nad Zmarzły Staw Gąsienicowy. I oto stanąłem otoczony kamiennym rumowiskiem, poszarpanymi graniami i ostrymi szczytami. Sam w ciemnościach pośród skał z majaczącą w ciemności małą smużką światła bijącą z spod Zawratu.
Usiadłem na ogromnym stopniu skalnym, wyciągnąłem termos i pijąc niesmaczną kawę w nieskończoność przeciągałem moment dalszej wędrówki.
Gdy teraz o tym myślę, widzę to miejsce jak przedsionek piekła - pozbawione zieleni, wypluwające w moją stronę spękane głazy i zwiastujące nadchodzące trudności - coś nieprawdopodobnego - nagle tracisz z oczu cywilizację, przyrodę i wpadasz w objęcia nieruchomych, kamiennych dłoni i choć wiesz, że za moment ruszysz w ich stronę to nie jesteś pewien czy spotkasz się z czułością czy bezwzględnym odrzuceniem.
Dopiłem kawę i ruszyłem dalej. Początkowo szedłem poprzez rozrzucone głazy - raczej intuicyjnie bo szlak ginął mi z oczu - by po chwili dostrzec znaki biegnące po lewej stronie ku skalnym zboczom. I tu rozpoczęła się łańcuchowa wspinaczka po zardzewiałych i mokrych naszyjnikach gór. Niepewne i zwodnicze to ozdoby, którym jednak musisz zaufać i złożyć w ich objęcia swoje kruche jestestwo. Ostrożnie i z rezerwą ,często wspierając się na skalnych występach ,szedłem ku przełęczy nie wiedząc doprawdy co mnie czeka tam gdzie chce dojść. Rdza ,rosa i skalny pył osiadał na palcach, oddech stawał się szybszy a ja wiedząc iż oto staję u progu wielkiej tajemnicy parłem do przodu i gdy stanąłem u wylotu mając po dwóch stronach skalne masywy oczom moim ukazał się widok nieziemski i fantastyczny - Dolina Pięciu Stawów skąpana w porannym fiolecie wschodzącego słońca. Spojrzałem na niebo - gwiazdy pobladły a nad szczytami rozsnuła się delikatna aureola czerwieni, błękitu i chmurnej zieleni - nieubłaganie nadciągał świt.
Wstąpiłem na przełęcz i rozpocząłem wędrówkę Orlą Percią. Będę mijał miejsca, z których spadali ludzie, gdzie cierpieli, gdzie tracili i odzyskiwali nadzieję, gdzie marzli z zimna, trzęśli się ze strachu, lecieli ku kamiennym otchłaniom i bezskutecznie wołali o pomoc -miejsca znaczone krwią niewinnych w spokojnym blasku wschodzącego słońca. Wokół szczytów rozciągała się cieniutka wielokolorowa wstęga porannych promyków słońca. Zrozumiałem, że słońce podźwignęło się znad horyzontu i za chwilę wzejdzie nad szczyty.
Widoki i krajobrazy są nadnaturalne - płacz roztrzaskujących się skał rozpaczliwie rozrzuconych na dnie dolin. Spokój przemijających chmur, wysoki i dostojny nieboskłon i wiatr niosący niepewność.
Nie pamiętam nazw, nie pamiętam dokładnych kształtów skał, topografii terenu - pamiętam dumną kozicę, która stojąc naprzeciw Koziej Przełęczy patrzyła na mnie jak na wariata.
Ruszyłem skalną granią... i nagle jasność! słońce wystrzeliło nad Granatami tysiącem promieni, migotając niczym diament na szyi niedostępnej i ponętnej kochanki. Na ostrych i postrzępionych szczytach, niczym na ostrzu żyletki, tańczyły różnokolorowe promyki a wokół i to mnie uderzyło najbardziej zaległa absolutna cisza. Przestały śpiewać ptaki, ustał wiatr a ja poczułem się jak najmniejsza cząstka wszechświata miażdżona przez nieujarzmione i niepojęte siły natury. Zamarłem, zastygłem i trwałem stając się niemym świadkiem i częścią tego niepojętego zjawiska. Tak, to patetyczne i nieco tandetne ale przecież prawdziwe, być może niezrozumiałe ale szczere i uczciwe.
Wyszedłem tak wcześnie ponieważ nie mogłem spać. W Chochołowskiej, na Ornaku i tam, już w Betlejemce przewracałem się z boku na bok niecierpliwie wypatrując pierwszych oznak nadchodzącego dnia - wtedy szybkie powstań, kanapki, fajka plus kawa i w góry z plecakiem na barkach - tylko to było ważne. Tylko to było najważniejsze.
Lubię mieć góry tylko dla siebie - żadnych ludzkich sylwetek w zasięgu wzroku - po prawicy Piątka srebrząca się w świetle stawów, po lewicy schowany między drzewami Murowaniec i ani śladu człowieka.
A potem już tylko "rozkosz" zejść i podejść, odpoczynki na wierzchołkach i wreszcie dość długa drzemka na trawiastej łące u podnóża Waksmundskiego szczytu.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

To niesamowite co opisujesz - ile odwagi i determinacji trzeba mieć by realizować taką pasję; a po przeczytaniu tekstu poniżej chcę dodać, że Twoja córka wyrośnie kiedyś na wspaniałą kobietę - wszystko na to wskazuje, dzielna mała. Możesz być dumny ze swojej dziewczynki!
Ala

szeptak pisze...

córka mi urosła gdy jej przeczytałem
dzięki